sobota, 3 sierpnia 2013

Imagine by @Nandos_Bejbe




Jak widzicie to nie jest nowy rozdział "Only Shadow" i dzisiaj go raczej tutaj nie zastaniecie bo będzie dopiero jutro. Muszę wam się pochwalić jaka moja przyjaciółka jest wspaniała i zrobiła dla mnie wielką niespodziankę. Napisała dla mnie imagine z Justinem i ze mną, który jest po prostu wspaniały! Jeśli macie czas przeczytajcie i zostawcie po sobie komentarz na pewno się ucieszy:)
Imagine napisany przez @Nandos_Bejbe followujcie ją na tt, kochani <3 Nie przeraźcie się mojego zdjęcia. :)

______________________________________________________

Bohaterowie:
Caroline (Carl) Cross - lat 16

 


Justin Bieber - lat 17

 




















Osoby drugoplanowe:
Elizabeth Cross - mama Caroline
Pattie Bieber - mama Justina

Jasne promienie słońca padały na moją bladą cerę, oświetlając nawet najmniej dostrzegalny skrawek twarzy. Otworzyłam oczy i momentalnie zasłoniłam je wierzchem dłoni, aby nie raziło je wdzierające się do pokoju światło. Spojrzałam na zegarek. Była siódma trzydzieści dwie. Miałam półtorej godziny, aby się wyszykować.
Powolnym krokiem udałam się do łazienki i wykonałam poranną toaletę składającą się z prysznicu. Po skończeniu tej czynności ubrałam się w najlepsze, ciemne jeansy i białą bluzkę z kolorowym nadrukiem. Zeszłam na dół, a w kuchni zastałam krzątającą się mamę.
-Hej słońce! Wyspałaś się? - zapytała promiennym głosem. Kiwnęłam lekko głową na potwierdzenie jej słów i siadłam do okrągłego stołu, na którym leżały dwie kanapki. Pochłonęłam je w szybkim tempie, co zajęło mi około siedmiu minut. Znów udałam się do łazienki, gdzie wyszczotkowałam moje bialutkie zęby. Przejrzałam się dokładnie w lustrze i nałożyłam na rzęsy grubą warstwę tuszu. Nie przesadzałam z nim jednak, aby nie wyglądać sztucznie. Wysmarowałam moją twarz, kremem i poszłam do pokoju. Znów spojrzałam na zegarek, który wskazywał na to, że mam tylko pół godziny. Zeszłam na dół, a tam mama chowała kanapki do plecaka, a do drugiego na siłę wpychała dwie, duże butelki wody. Uśmiechnęła się do mnie kiedy mnie zobaczyła, w tym samym czasie kończąc droczyć się z pakunkami. Podniosła kremowy plecak i skierowała rękę w moją stronę, tym samym uświadamiając mi, że będę nieść mniejszą ilość jedzenia. Założyłam moje stare vansy w kolorze gumigoty. Wyszłam na zewnątrz, gdzie panowała idealna pogoda do długich, letnich spacerów.
Już po chwili z zakrętu wyłoniły się dwie postacie. Kiedy zobaczyłam o rok starszego chłopaka, moje nogi zrobiły się jak z waty. Ciemno brązowe włosy postawione luźno na żel, wyraziste brązowe oczy co rusz spoglądające w moją stronę. Blado-malinowe usta wygięte w cudownym uśmiechu, który powodował palipitacje mojego serca. Lekko opaloną cerę oświetlały te same promienie, które zbudziły mnie ze snu dzisiejszego ranka. 
To był idealny Justin... Chodziłam z nim razem do szkoły już od pewnego czasu. Podobał mi się od samego początku, ale dobrze wiedziałam, że nie zawraca sobie mną głowy. Przyjaźniliśmy się od jakiegoś roku, ale nigdy nie doszło do czegokolwiek. Żadnego pocałunku, którego tak bardzo w tej chwili pragnęłam. Nigdy nie poruszaliśmy tematu, w którym spokojnie mogłabym powiedzieć mu, że to waśnie on podoba mi się najbardziej. 
-Cześ Carl - podszedł do mnie lekko się uśmiechając. Ostatnio miałam takie dziwne wrażenie, że ma mnie dość. Że ma dość mojego towarzystwa, a przecież ostatnio i tak nie widywaliśmy się często. No i właśnie w tym problem. Unikał mnie jak ognia. To najbardziej bolało. On jest przecież moim jedynym przyjacielem...
-Cześć Jus - odparłam, w tym samym czasie także się uśmiechając. Nasze rodzicielki ruszyły przodem, cały czas o czymś zawzięcie dyskutując. Ale na myśl cały czas posuwało mi się jedno pytanie "Czemu przy nim czuje się tak niezręcznie?". No rozumiem podobał mi się, ale to nic nie wyjaśnia. Kiedyś przez cały czas wygłupialiśmy się, a teraz idziemy w milczeniu. Kiedyś usłyszałam "Ci, co milczą, wykazują najwyższe poczucie odpowiedzialności za słowo". Ale ja tak nie chcę. Ja nie chcę żaby on ponosił tą odpowiedzialność. Nawet jeśli powiedziałby coś głupiego, ja i tak mu wybaczę. Nie raz tak było.
Ale przecież często najmądrzejszą odpowiedzą jest milczenie. Lecz przecież łatwo jest błędnie odczytać milczenie... To wszystko jest takie pokręcone...
Skręciliśmy w tym samym czasie w leśną uliczkę. Po dziesięciu minutach długiej wędrówki nasze mamy postanowiły, jak one to nazwały 'zwiedzić las'. No przecież nikt im w to nie uwierzy...
Razem z Justinem zaczęliśmy oddalać się w przeciwną dróżkę, niż ta, którą wybrały sobie nasze rodzicielki. 
-Ładna bluzka- odezwał się zmieszany brunet. Spojrzałam na swój nowy t-shirt. Po słowach wypowiedzianych przez chłopaka mogę przysiąc, że moja twarz pewnie zmieniła swój odcień na kolor dojrzałego buraka.
-Dzięki, twoja też  jest niczego sobie - niczego sobie?! Kobieto on wygląda w niej jak Bóg seksu, a ty mówisz, że jest po prostu niczego sobie?! Caroline ogarnij się.  Wdech i wydech.
Skręciliśmy w jakąś dróżkę, zupełnie zapominając o konsekwencjach oddalania się od naszych rodzicielek. Justin opowiadał kiedyś, że nie raz chodził na spacery tym lasem, a ja miałam nadzieję, że zna każdą, bez wyjątków, drogę.
-Wiesz Carl... muszę ci coś powiedzieć... - powiedział dosyć cicho, tak, jakby naprawdę nie chciał abym tego usłyszała.
Nagle zza drzew wyłoniła się ogromna postura dobrze zbudowanego wilka. Nie wiedziałam co robić, ale wiedziałam, że na samym początku muszę powiadomić o jego istnieniu w najbliższym otoczeniu ciemnookiego chłopaka.
- Jus.. - to jedyne co w tej chwili przeszło mi przez gardło, więc aby zrozumiał co jest na rzeczy wskazałam palcem na pso-podobne zwierzę. Patrzyło się ono na nas złowieszczym wzrokiem i wyszczerzał swoje zaostrzone kły.
Kiedy chłopak odwrócił się oniemiał. Jego tęczówki momentalnie się rozszerzyły, a nogi jakby wrosły w ziemię.
- Carlss, musimy się powoli wycofać, ale kiedy będzie szedł za nami... Będziesz musiała szybko pobiec tamtą ścieżką... - jego głos łamał się, ale on ślepo próbował mi wmówić, że wcale tak nie jest.
-A czemu ja? - to najbardziej mnie zdziwiło. Czemu ja mam uciekać, a on co?
-Uciekaj, teraz. - krzyknął do mnie i rzucił się na zwierze, aby je unieruchomić kiedy to one mało co rzuciło się na mnie. A ja? A ja stałam jak sparaliżowana, kiedy to on próbował uratować mnie od ataku wilka. 
Nagle z mojego gardła wydał się zduszony krzyk i zwierze przeraziło się, ale wciąż usilnie szarpało się z chłopakiem. 
- Justin! - ponownie krzyknęłam tym razem wypowiadając imię chłopaka. Na chwilę spojrzał na mnie swoimi głębokimi, zielonymi oczami, a grunt pod moimi nogami zaczął się zawalać.
Dziewczyno przestań zachowywać się jak bachor i zrób coś bo to zwierzę zaraz go zabije - pomyślałam i od razu przypomniałam sobie o niewielkim nożyku, który nosiłam zawsze na takie wyprawy. To raczej był pomysł mamy, ale to właśnie pomogło mi w tym momencie. 
Wyjęłam nożyk z kieszonki podręcznego bagażu i szybko podeszłam do zwierzęcia. Chłopak znów spojrzał na mnie, ale tym razem jego wzrok był pytający. 
Pchnęłam nóż w klatkę piersiową zwierzęcia, które w jednej chwili pod naciskiem upadło na ziemię. Ja także pod napływem emocji opadłam na kolana i patrzyłam na stróżkę bordowej cieczy, płynącej z nacięcia znajdującego się na środku tułowia.
Teraz mój wzrok powędrował w stronę Justina, który patrzył się na mnie nie zwracając uwagi na rany, na swoich rękach. Wstając ruszyłam w kierunku pokaleczonego chłopaka. Bez słowa zerwałam rękaw od koszuli chłopaka i zawiązałam na jego nacięciach, aby zatamować płynącą ciecz.
-Dziękuje, że mi pomogłaś... - powiedział zniżonym głosem. Jego płytki oddech obijał się o moją skórę, powodując na niej ciarki, kiedy zawiązywałam materiał na nadgarstku Justina.
-Czy ty naprawdę myślałeś, że mogłabym cię tutaj tak zostawić? - odparłam niewzruszona, ale tak naprawdę bardzo cieszyłam się z podziękowań siedemnastolatka.
-Wiele dziewczyn właśnie tak by postąpiło... - powiedział i oczekiwał na moją reakcję. 
Zmęczony usiadł na oświetlonym promieniami, kamieniu.
-Zauważ, że nie jestem większością dziewczyn - w takiej sytuacji byłabym obrażona na autora tej wypowiedzi, ale na niego nie potrafiłam się gniewać - Chodź, musimy wracać...
Brunet omiótł mnie zmieszanym spojrzeniem.
-Ale, w którą stronę? - zapytał, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy. Jak on mógł nie pamiętać, w którą stronę mamy iść skoro podobno chodził tym lasem tysiące razy.
-Ymmm.. Jus czy ty naprawdę nie pamiętasz w którą stronę mamy iść? - spojrzałam na niego niepewnie bojąc się odpowiedzi. Niepewnie zaprzeczył głową bojąc się mojej reakcji. To zwierzę chyba naprawdę mocno go poturbowało. Zapewne zanik jego pamięci jest chwilowo spowodowany szokiem jakie wywarł na nim ten wilk. 
- No to zaryzykujemy i pójdziemy tędy - wskazał palcem przed siebie i z trudem podniósł się z kamienia. Kiedy już miał upaść szybko do niego podbiegłam i chwyciłam za masywne ramiona. Od razu zrobiło mi się gorąco na myśl, że stoi przy mnie. Pomimo wszystko założyłam jego ramię na swój kark i skierowaliśmy się w wyznaczoną przez niego drogę.
- Dziękuje ci - powiedział przez zęby. Wiedziałam, że cierpi, ale im szybciej dojdziemy gdziekolwiek gdzie są jacyś ludzie, tym lepiej w szczególności dla niego. Nagle przypomniało mi się, że chłopak miał mi coś powiedzieć przed tym tak zaatakowało nas zwierzę, ale nie chciałam na niego naciskać i postanowiłam, że zapytam go kiedy indziej. 
Wiele myślałam przez ten cały czas kiedy szliśmy (prawdopodobnie) w stronę wyjścia. Miałam do tego pewne wątpliwości. Szlajaliśmy się po tym ogromnym lesie już około cztery albo i nawet pięć godzin. Mówiąc rano, że będę niosła mniejszą ilość jedzenia nie wiedziałam, że mama spakowała do plecaka tylko cztery kanapki i jedną butelkę wody. Razem z Justinem byliśmy tak strasznie głodni. Nagle moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i runęłam na ziemię jak długa zmęczona tym wszystkim co stało się do tej pory. Brązowooki chłopak podszedł do mnie wycieńczony i zaczął szturchać, abym nie zemdlała. Wyjął z plecaka wodę, którą oszczędzaliśmy jak nigdy i przytrzymał mi abym się napiła. Było południe więc wyjątkowo było bardziej gorąco niż zwykle nawet jak na las. Teraz to Justin pomógł mi wstać i trzymał, abym znowu nie upadła. Uśmiechnęłam się do niego bezsilnie, a on odwzajemnił to sprawiając, że mi momentalnie zachciało się płakać. Ale powstrzymywałam się ostatkami sił, aby nie załamać się psychicznie. Te kilka godzin spędzonych w lesie czegoś mnie nauczyło. A mianowicie tego, żeby być osobą silną i pomimo wszystko nie poddawać się. Kolejne godziny mijały, a my nadal nie wydostawaliśmy się choćby odrobinę z tego cholernego lasu. Co prawda te godziny były już milsze niż tamte, ponieważ rozmawiałam przez cały czas z brunetem. Dochodziła godzina dziewiętnasta, a my nadal byliśmy w tej otwartej lecz zamkniętej na swój sposób pułapce. Bałam się, tak cholernie bałam się spędzić tę noc w tym lesie, ale razem z Justinem nie mieliśmy wyboru. Albo iść jeszcze te kilka godzin, albo przenocować i "wypoczętym" ruszyć dalej. Pomimo wszystko zarządziliśmy, że zostaniemy. Justin sam położył swoją głowę na niewygodnej kłodzie, a mi kazał się położyć na jego klatce piersiowej.
- Jusss...? - spytałam, niepewnie specjalnie przeciągając ostatnią głoskę.
- Tak słońce? - odparł pytaniem na pytanie. Przed ostatnie kilka godzin bardzo zbliżyliśmy się do siebie co oczywiście mi nie przeszkadzało.
- Bo przed tym jak... No wiesz przyszedł ten wilk to coś chciałeś mi powiedzieć - poczułam jak po jego ciele przechodzi dreszcz. Spojrzałam na niego. Jego wzrok był nieobecny jakby się zastanawiał, zaś lewą dłonią gładził moje włosy. Nadal się na niego patrzyłam i szczerze mówiąc nie mogłam się napatrzeć. Nagle spojrzał na mnie, a ja zobaczyłam w jego cudownych, brązowych oczach błysk. Ale nie byle jaki. Spowodowany był on... Uczuciem? To może dziwne, ale miałam takie wrażenie. Podniosłam się i siadłam naprzeciw niego po turecku. Chłopak zrobił tak samo. - Nie chcę być natrętna, ale to nie daje mi spok... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ brunet wpił się w moje wargi z namiętnością. Przez pierwsze sekundy byłam sparaliżowana czego skutkiem było nie oddanie pocałunku. Przez to pewnie pomyślał, że tego nie chcęmi kiedy już miał się odsuwać, w ostatniej chwili odwdzięczyłam się. Poczułam jak przez pocałunek, delikatnie się uśmiecha, a ręką wodzi po moich plecach, aby przyciągnąć mnie bliżej. Położyłam prawą rękę na jego nieskazitelnym policzku i delikatnie go pogłaskałam kciukiem. Po około dwóch, a może i trzech minutach, które zdawały się być dosłownie sekundą oderwaliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza.
- Kocham cię - wysapał zmęczony i przytulił delikatnie moje ciało szepcąc mi na ucho ciche - nie tak jak kocha się siostrę czy brata... Kocham cię jak osobę, z którą mógłbym spędzić całe swoje życie... I dłużej. - odsunął się, a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Też cię kocham Jus - powiedziałam i złączyłam nasze usta w jeszcze namiętniejszym pocałunku niż poprzedni. Z wielkim uśmiechem zasnęłam na jego klatce piersiowej.


Obudziłam się dziwnie wypoczęta i od razu się uśmiechnęłam widząc jeszcze delikatnie zaspaną twarz kanadyjczyka. Brunet jak zwykle bawił się moimi włosami co nie przeszkadzało mi zbytnio. Spojrzałam się na niego i jeszcze szerzej uśmiechnęłam. Złożyłam na jego wargach delikatny, ale czuły pocałunek i wstałam. No dobra nie byłam, aż tak wypoczęta jak sądziłam. Wszystkie kości dawały o sobie znać, a brzuch domagał się jedzenia. Niestety jedyne co miałam mu do zaoferowania to łyk wody. Było jej coraz mniej, a mi chciało się pić coraz bardziej. Lecz powstrzymałam się przez następnym łykiem. Usiadłam na kamieniu i spojrzałam na Justina, który nawet po szarpaninie z wilkiem, kilkugodzinnym chodzeniu po lesie i nocy spędzonej na ziemi, wyglądał prześlicznie. Ja pewnie z podkrążonymi oczami, rozmazanym, delikatnym makijażem i potarganymi włosami  wyglądałam jak wrak człowieka. Justin jakby czytał w moich myślach.
- Boże... Jak ty seksownie wyglądasz siedząc z takim nieprzytomnym wyrazem twarzy - zagryzł wargę i wstał z niewygodnego posłania. Nie wyobrażałam sobie co on musiał czuć skoro już dla mnie była to udręka. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Wszędzie, gdzie bym się nie znalazła nie było zasięgu. Nawet próbowałam wejść na drzewo, abo chociażby stanąć na wysokim kamieniu. I wciąż nic. 
Nagle usłyszałam za sobą, dosłownie niedaleko kroki czyichś osób. Bałam się, że może to być stado wilków. Jednak na szczęście po odwróceniu się dostrzegłam masywną sylwetkę mojej mamy. Na samym początku myślałam, że się przewidziałam, ale kiedy okazało się iż Justin także widzi swoją mamę szybko pobiegliśmy w tamtą stronę i wprost rzuciliśmy się na rodzicielki. 
- Mama! Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę! - krzyczałam uradowana, a po moich policzkach ciekła, ciepła, słona ciecz, tak samo jak po twarzy Elizabeth. Myślałam, że swoim uściskiem wprost mnie udusi, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
- Co wam się stało?! - spytała przestraszona Pattie patrząc na związaną, przesiąkniętą od krwi, ranę. 
- Opowiemy wam wszystko w domu - powiedział Justin - Ale najpierw chcę się umyć z tej krwi - dodał i razem z rodzicielkami i kilkoma policjantami udaliśmy się do wozu policyjnego. Kiedy szliśmy w stronę auta Justin przez cały czas trzymał mnie za rękę, jakby chciał pokazać wszystkim, że jednak nie żałuje tej wyprawy. Okazało się, że przeszliśmy mniej więcej dwadzieścia kilometrów, jak nie więcej. Bardzo się zdziwiłam, ale pomimo wszystko byłam z siebie dumna, że wytrzymałam cały wczorajszy dzień. Zarazem okropny, jak i cudowny. Ale przecież przeciwieństwa się łączą. Do domu jechaliśmy około dwie godziny. Po skończeniu przejażdżki nasze matki podziękowały policjantowi za podwiezienie. Podwiózł nas pod dom państwa Bieber. Weszliśmy do domu i ja z brunetem od razu rzuciliśmy się w stronę kuchni. Chłopak zrobił mi trzy kanapki, które zjadłam ze smakiem. Później zastanawialiśmy się, kto pierwszy pójdzie się umyć i pomimo moich zaprzeczeń Justin cały czas kazał mi iść pierwszej. Dał mi na przebranie jedną ze swoich koszulek i najmniejsze, szare dresy. Szybko się umyłam i założyłam na siebie to co dla mnie przygotował. Bluzka delikatnie przyduża, ale spodnie w sam raz. Wiedziałam, że Justin trzyma je tylko dla gości, ponieważ na niego były za małe. Podsuszyłam włosy ręcznikiem i uczesałam szczotką, która leżała na uboczu. Wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę pokoju kanadyjczyka. Oznajmiłam mu, że łazienka jest już wolna i kiedy wyszedł usiadłam na łóżku. Uwielbiałam przebywać w jego pokoju. Był przesiąknięty jego zapachem, tak samo jak bluzka, którą mam na sobie. Położyłam się i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam w łagodne objęcia Morfeusza przyglądając się zdjęciu, na którym byliśmy razem. 


Od tamtego zdarzenia minęło kilka lat. Kiedy skończyłam dwadzieścia trzy lata Justin oświadczył mi się i zaledwie rok później pobraliśmy się. Teraz wspominając to zdarzenie, ten pierwszy pocałunek, noszę w sobie ośmiomiesięczne dziecko. Kiedy na wizycie u ginekologa razem z brązowookim dowiedzieliśmy się, że to będzie to dziewczynka, Justin od razu zarządził, że będzie nazywać się Miley. Niedawno także poznałam Isabelle. Dziewczynę, która była sprzedawczynią w sklepie dziecięcym. Od razu znalazłyśmy wspólne tematy do rozmowy i umówiłyśmy się na herbatę, gdyż niepoprawnie byłoby pić kawę w ciąży. Rozmawiałyśmy godzinami o wszystkim i o niczym. Isa poprawiała mi humor najczęściej wtedy kiedy tego naprawdę potrzebowałam. Kiedy spytałam się jej czy zechciałaby zostać matką chrzestną dla Miley, od razu się zgodziła, a po jej policzku popłynęło kilka łez wzruszenia, które szybko otarła.
Nie żałuję tego dnia spędzonego w lesie. "Aby osiągnąć szczęście, trzeba znać cierpienie..."

Imagine via @Nandos_Bejbe 

Polecam wam wszystkim jej bloga z opowiadaniem, znajdziecie też na nim ten oto imagine http://lovesdoesntchoose.blogspot.com/ jest cudowny tak samo jak ona <3

Jeszcze raz ci dziękuję, kochanie! Kocham cię bardzo mocno <3

4 komentarze:

  1. No, no nieźle <3 Powiedz koleżance, że ma talent C:

    OdpowiedzUsuń
  2. no zajebiste :) twoja przyjaciółka bardzo db pisze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne, wzruszyłam się naprawdę. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudne <3
    Hahah, też jestem Karolina więc się jeszcze bardziej jaram *_*

    OdpowiedzUsuń