Stałam, wpatrując się w jego brązowe oczy, które były tak hipnotyzujące, że nie potrafiłam odwrócić od nich swojego wzroku. Po chwili jednak udało mi się otrząsnąć i kiedy zdałam sobie sprawę, że wciąż oczekuje mojej odpowiedzi odwróciłam swój wzrok w głąb korytarza.
- Nie! - odparłam szybko, co nie było zbyt dobrym pomysłem, ponieważ rumieniec, który pojawił się na moich policzkach zdradzał, że nie jest to zgodne z prawdą. Wbiłam swój wzrok w ziemię, aby nie pogrążyć się jeszcze bardziej. - Ja tylko chciałam spytać, czy wiesz... gdzie jest sala 54? - wymyśliłam na poczekaniu, próbując naprawić całą tą sytuację.
- Słońce, stoimy pod tą salą - zaśmiał się i wskazał palcem na drzwi obok nas. - A czy ty przypadkiem nie chodzisz do tej szkoły już drugi rok? - zapytał, a po jego minie widziałam jak próbuje się nie roześmiać.
- Tak, ale.. no wiesz zapomniałam? - odparłam, próbując powiedzieć to w sposób, który choć brzmiałby prawdziwie. Niestety jestem kiepską aktorką.
- A może kłamiesz dlatego, że mnie śledziłaś? Przypominam ci kogoś? - zapytał, wpatrując się we mnie, a na jego ustach wciąż grał ten głupi uśmieszek. Tym razem mi się poszczęściło, ponieważ w momencie kiedy wypowiedział ostatnie słowo zadzwonił dzwonek.
Chłopak uśmiechnął się do mnie ostatni raz i odszedł. Ja po prostu stałam, opierając się o drzwi sali, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie. Wiedziałam jedno. Nie myliłam się, ten chłopak był tym, który mnie odnalazł. Jego pytanie na okrągło odtwarzało się w mojej głowie „Przypominam ci kogoś?”. On doskonale wiedział kim jestem, on wie o wszystkim co się stało. Pokręciłam głową i zebrałam się w sobie, aby choć przez chwilę o tym nie myśleć. Za chwilę spóźnię się na pierwszą lekcje, a to nie jest dobrym rozpoczęciem powrotu do szkoły.
Gdy dobiegłam pod klasę lekcja już się zaczęła. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach, a nauczycielka była w trakcie sprawdzania obecności. Odetchnęłam i zamknęłam na chwilę oczy, zanim weszłam do środka. Spojrzenie każdego znajdującego się w pomieszczeniu było skierowane ku mnie, co sprawiło, że stres zwiększył się dwukrotnie.
- Przepraszam za spóźnienie – szepnęłam, na co nauczycielka jedynie skinęła głową i wskazała na moje miejsce, abym usiadła. Jak gdyby nigdy nic zaczęła prowadzić lekcje dalej. Byłam jej za to bardzo wdzięczna, ponieważ naprawdę wolałam uniknąć komentarzy typu „Witamy z powrotem Jennifer”. Niestety ani ja, ani nauczycielka nie mogły zapobiec szeptom, które zaczęły się odkąd usiadłam na swoim miejscu. Doskonale wiedziałam, że rozmawiali o mnie. Jestem pewna, że ludzie stworzyło mnóstwo plotek na temat mojej nagłej nieobecności. Tak to już właśnie jest w szkołach średnich, nic nie ujdzie uwadze uczniów.
Przez całą lekcję siedziałam w ciszy starając się w żaden sposób nie wychylić. Wpatrywałam się w nauczycielkę, chcąc choć na chwilę oderwać myśli od tego co czeka mnie po zakończeniu lekcji, lecz przez moją długą nieobecność nie wiedziałam o czym tak naprawdę ona mówi i z czym powiązany jest temat.
Minęło już około dwadzieścia minut lekcji, a ja byłam tak pogrążona w myślach, że nie zauważyłam, że moja przyjaciółka siedzi kilka rzędów za mną, próbując zwrócić na siebie moją uwagę przez około 10 ostatnich minut. Przyjaźniłam się ze Sky od zawsze, nasi rodzice byli bliskimi przyjaciółmi i dzięki temu się poznałyśmy i byłyśmy dla siebie jak siostry. Byłyśmy do siebie bardzo podobne, lecz z wyglądem całkowicie się różnimy. Ona jest wysoką, długonogą blond pięknością, a ja.. no cóż mogłam trafić gorzej. Muszę przyznać, że moje długie brąz włosy i szczupła sylwetka jest czymś czego nigdy nie chciałabym zmienić, lecz przy Lenie wyglądałam przeciętnie. Dziewczyna ma wielkie poczucie humoru, a także stylu. Jest bardzo towarzyska dzięki czemu zawsze obraca się w najlepszym towarzystwie. Jest jedną z tych dziewczyn, którą każda nastolatka chciałaby być, a każdy facet chciałby mieć ją dla siebie. Ja to ta szara przyjaciółka, którą wszyscy uważają za jej kulę u nogi lub źródło informacji na temat cudownej Sky Johnson.
Wzdrygnęłam się, kiedy poczułam jak coś odbija się od mojej ręki i spojrzałam w dół na ławkę, na której leżała zwinięta. Odwróciłam się do tyłu i obdarzyłam dziewczynę karcącym spojrzeniem, nie chcąc zostać już pierwszego dnia przyłapana na „rozmowie” podczas lekcji. Dziewczyna zawiłymi ruchami ręki nakazała mi, bym odwinęła karteczkę, co po chwili uczyniłam. Odczytałam wiadomość.
„Jennifer Anne West, co się z tobą działo? Dzwoniłam codziennie, a ty nawet nie raczyłaś odebrać ode mnie telefonu! Musimy pogadać na przerwie! Nie wymigasz się!”.
Nie byłam zaskoczona treścią wiadomości od niej. Wiedziałam, że kiedy tylko uda jej się mnie dorwać to nie puści mnie do pory, aż nie wytłumaczę jej wszystkiego z każdym najmniejszym szczegółem, lecz nie jestem pewny czy jestem na to gotowa. Skrzywiłam się lekko i odpisałam jej szybko.
„Wiem, ale proszę bądź łagodna podczas przesłuchania.”
Odrzuciłam karteczkę, kiedy nauczycielka była odwrócona do nas plecami. Dziewczyna złapała ją w dwie ręce, przez przypadek klaskając w tym momencie. Oczy wszystkich skierowały się w jej stronę, a ona siedziała z rękami złożonymi i szeroko otwartymi oczami.
- Amen! - powiedziała na głos - Przepraszam, zwykle o tej porze odmawiam modlitwę. Chciałam zrobić to w ciszy, lecz kiedy w pełni się jej oddaję to zapominam o całej rzeczywistości, rozumie pani? - wytłumaczyła nauczycielce, starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco bez ani krzty rozbawienia. Cała klasa momentalnie wybuchła gromkim śmiechem, co niezbyt spodobało się pani Jenkins – bo właśnie tak się nazywała.
- Dość żartów, panno Johnson. Jeśli za chwilę każde z was się nie uspokoicie, każde z was pomaszeruje w kolejce do dyrektora - warknęła wściekła kobieta, dzięki czemu klasa zaczęła się uspokajać.
Po dwudziestu wyczerpujących minutach lekcja dobiegła końca, a wszyscy kolejno wraz ze mną zaczęli opuszczać klasę. Sky dogoniła mnie i przytuliła mnie bardzo mocno do siebie co totalnie mnie zaskoczyło.
- Dziewczyno, nie było cię ponad miesiąc! Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo się martwiłam! - krzyknęła, ściskając mnie mocno w swoich ramionach.
- Przepraszam, ja po prostu... tyle się działo. Miałam do ciebie dzwonić. Naprawdę wiele razy próbowałam się przełamać, ale nie potrafiłam.
- Nie potrafiłaś do mnie zadzwonić? Jestem twoją przyjaciółką, Jenny. - powiedziała zdezorientowana.
- Naprawdę nie potrafię o tym mówić, Sky – szepnęłam cicho, opuszczając swój wzrok. Nie jestem gotowa, na rozmowę o tym. Naprawdę chciałabym, aby ona to zrozumiała i po prostu odpuściła, ale znam też ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że tak nie będzie. Jej ciekawość zawsze zwycięża i nie odpuści, dopóki nie pozna prawdy.
- Mam z tego rozumieć, że nie powiesz mi co się działo z tobą przez cały ten miesiąc? Cholera, Jennifer jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami od zawsze, a ty nie potrafisz być przy mnie szczera? Zawsze mówiłyśmy sobie wszystko, a teraz? Całkowicie się ode mnie oddaliłaś! Jeśli nie chcesz się już ze mną przyjaźnić to mi to po prostu powiedź, wiesz jak nienawidzę podchodów. - mówiła tak szybko, że nawet nie mogłam wtrącić się w to ani jednym słowem. W tej chwili nie potrafiłam dokładnie określić czy jest mną rozczarowana, czy najzwyczajniej wściekła się na mnie przez moje milczenie. Widziałam jedno, nie miałam już siły dłużej ciągnąć tej rozmowy. Wiem, że żadne z moich słów nie dotrą do niej, a ona nie zrozumie tego, że nie jestem gotowa na rozmowę o wydarzeniach. Nie mogłam już dłużej wysłuchiwać jej wywodów na temat tego jak źle się dzieje w naszej przyjaźni, więc zamknęłam na chwilę oczy, próbując się choć trochę uspokoić. Tym razem to nie pomogło
- Próbowałam popełnić samobójstwo – wypaliłam, czego od razu pożałowałam.
Sky stała przede mną z rozchylonymi ustami, próbując zrozumieć znaczenie moich słów. Co chwilę otwierała i zamykała usta starając się cokolwiek z siebie wydusić, lecz ani jedno słowo nie opuściło jej ust.
- Miesiąc temu zostałam wykorzystana seksualnie i nie potrafiłam z tym żyć – dodałam szeptem. Każde słowo starałam się wypowiadać ze spokojem, lecz po chwili poczułam jak moje dłonie zaczynają się trząść, a w moim gardle pojawiła się gula, której nie byłam w stanie przełknąć. Myślałam, że jeśli nie wypowiem tych dwóch słów i zastąpię je poważniejszą nazwą to uda mi się przejść przez tą rozmowę bez łez, lecz okazało się to niemożliwe. Łzy zaczęły powoli spływać po moich policzkach, a ja szybko starłam je wierzchem dłoni. Kiedy uniosłam wzrok
Minęły już cztery lekcje, a ja dalej nie zamieniłam ani jednego zdania ze Sky. Naprawdę nie miałam na to siły, ani ochoty, a ona nie wykazywała większego zainteresowania moją osobą po poznaniu prawdy. Wydaje mi się, że zaczęła mnie unikać, co jest naprawdę komiczne, ponieważ jedyną osobą, która powinna unikać naszego kontaktu jestem ja. Nie będę narzekać. Dzięki temu mogę oszczędzić sobie długich bolesnych tłumaczeń.
Przyszedł czas lunchu, więc wszyscy od razu skierowali się do stołówki. Postanowiłam, że dzisiaj usiądę sama przy jednym z tylnych stolików znajdujących się na poboczu pomieszczenia. Wolałam uniknąć spotkania z moimi „znajomymi”. Usiadłam i wyciągnęłam swoje jedzenie zapakowane do niewielkiej śniadaniowej torbie oraz picie, stawiając je przed sobą na stoliku. Na szczęście nikt mnie nie zauważył, dzięki czemu mogłam skonsumować w spokoju swój posiłek. Jedząc powolnie kanapkę z szynką i sałatą, rozglądałam się po stołówce próbując dopatrzeć się jakiś zmian w otoczeniu po mojej nieobecności. Nic się nie zmieniło, każdy znajdował się na swoim miejscu w wyznaczonym gronie ludzi. Czując czyjąś obecność obok siebie westchnęłam. Ciekawska strona Sky jednak zwyciężyła.
- Sky, wiem, że to było dla ciebie szok, ale.. - obróciłam się w jej stronę i urwałam w połowie zdania, kiedy okazało się, że miejsce obok mnie jest zajęte przez obcego mi chłopaka. Dobrze, nie jest mi aż tak obcy. To właśnie jemu zawdzięczam swoje życie. Właściwie nie jestem pewna czy „zawdzięczam” jest w tej chwili trafne.
- Przykro mi, Jennifer, ale jak dobrze pamiętam, nie mam na imię Sky – powiedział rozbawiony, przyglądając mi się zagadkowo.
- Skąd wiesz, jak mam na imię? - zapytałam, odwracając od niego wzrok.
- Bohater musi znać imię swojej damy, która zawdzięcza mu życie, nie uważasz? - zapytał, puszczając mi oczko. Nachylił się w moją stronę, przez co moje automatycznie zaczęło bić szybciej. Nie potrafię jeszcze nad tym panować. Każde zbliżenie sprawia, że panika ogarnia moje ciało, utrudniając mi normalne funkcjonowanie.
Chłopak sięgnął po jabłko leżące przede mną i nadgryzł kawałek nie zważając na to, że jabłko należało do mnie. Wrócił do poprzedniej pozycji dzięki czemu moje nerwy choć trochę się opanowały, dzięki czemu znów mogłam się odezwać.
- Myślę, że słowo bohater nie jest zbyt trafne – prychnęłam, przewracając przy tym oczami.
- Gdyby nie ja, nie mielibyśmy teraz przyjemności się poznać.
- Właśnie o to chodzi w samobójstwie.. Wciąż nie znam twojego imienia – westchnęłam, nie wiedząc jak się do niego zwrócić.
- Myślałem, że w szpitalu cię zapoznali z tą wiedzą.
- Pewnie stwierdzili, że to nie jest zbyt istotny fakt dla osoby, która nie chciała być ratowana.
- Jesteś strasznie ponura – zauważył, nie odrywając wzroku ode mnie.
- Mam powód do bycia ponurą – odparłam, chowając połowę kanapki z powrotem to papierowej torby. Przez całą tą rozmowę straciłam apetyt.
- Życie nie jest aż tak złe. Nie można z niego rezygnować przez jakiś zły okres. Przekonasz się i jeszcze mi podziękujesz.
- Więc to o to chodzi? Chcesz bym ci podziękowała? - zapytałam, unosząc jedną brew ku górze.
- Nie, nie o to mi chodzi. Chcę ci pokazać, że warto żyć.
- Powodzenia – mruknęłam, podnosząc się z miejsca.
- Justin – powiedział chłopak, kiedy miałam już odejść. - Nazywam się Justin.
***
Lekcje nareszcie się skończyły. Nie było aż tak źle jak uważałam, że będzie, nie wliczając oczywiście incydentu z Justinem i Sky. Szłam powoli wzdłuż parkingu do swojego auta, aby w końcu wrócić do domu. Stanęłam jak sparaliżowana, gdy zobaczyłam młodego mężczyznę opierającego się o maskę mojego samochodu. Początkowo nie mogłam zidentyfikować kim jest ta osoba, lecz po chwili wszystko było jasne. Justin. Podeszłam bliżej i odchrząknęłam chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
- Przepraszam, chciałabym odjechać - powiedziałam z nieprzyjazną nutką w głosie.
- Odejdę, jak odpowiesz na jedno moje pytanie – odrzekł, a uśmiech wciąż tkwił na jego ustach. - Jest takie miejsce za miastem, które powinnaś zobaczyć. Co powiesz na krótką przejażdżkę? - zapytał i zamilkł na moment, w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Hm.. niech się zastanowię – odrzekłam teatralnie, udając, że choć przez chwilę się nad tym zastanawiam. - Nie ma mowy, zejdź z mojego samochodu i wracaj do swojego cudownego życia – warknęłam, wsiadając do samochodu.
- Skarbie, w moim słowniku nie ma słowa ''nie''. Jedziemy. Nie będziesz żałować – zapewnił, a następnie otworzył drzwi od strony pasażera i wsiadł do środka.
- Czy do ciebie naprawdę nie dociera, że nie mam nastroju na twoje zagrywki? Chcę po prostu wrócić do domu. - mruknęłam zmęczona jego zachowaniem.
- Daj mi godzinę, jeśli ci się nie spodoba dam ci spokój. Zaryzykuj – spojrzał na mnie wyzywająco, czekając na moją decyzję.
- Zgoda, ale jeśli mi się nie spodoba masz się trzymać ode mnie z daleka.
- Niech będzie. Wiedziałem, że się zgodzisz – odparł zadowolony. Rozsiadł się wygodniej w fotelu. - Będę cię kierował, którędy musisz jechać.
Przez pierwsze dwadzieścia minut drogi oboje milczeliśmy. Justin jedynie co chwilę kierował mnie, kiedy mam skręcić i w którą stronę jechać. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ naprawdę nie mam chęci na rozmowę. Mam nadzieje, że nie będę żałowała swojej decyzji, a to co robię nie odbiję się później na mnie ze zdwojoną siłą. Staram się zrozumieć zamiary tego chłopaka, lecz wciąż wszystko jest dla mnie jedną wielką niewiadomą. Może jestem dla niego zbyt oschła co może go ode mnie odstraszyć, ale jak na razie nie mam siły na bliższą znajomość z jakimkolwiek chłopakiem. Wolę trzymać się od nich z daleka. On mi tego nie ułatwia.
Tonąc w morzu własnych myśli nawet nie dostrzegłam, że chłopak siedzący obok mnie obserwuje bacznie każdy mój ruch. Spojrzałam na niego kątek oka, przez co przyłapałam go na gorącym uczynku.
- Gapisz się – zauważyłam, nie odrywając wzroku od drogi.
- Korzystam z okazji.
- Okazji na co?
- Kiedy człowiek jest zamyślony, mnóstwo emocji przepływa przez jego twarz, dzięki czemu można się zorientować co takiego zaprząta jego myśli.
- I jak? Odczytałeś coś?
- U ciebie widzę mieszankę złości i smutku – odparł, wciąż mi się przyglądając.
- Chyba nie jesteś w tym najlepszy. Nie myślę o niczym co sprawia, żebym była zła lub smutna.
- Nie musisz o tym myśleć. Od naszego pierwszego spotkania smutek nie znika z twojej twarzy. Wystarczy spojrzeć ci w oczy, aby wiedzieć jak bardzo przygnębiona jesteś.
- Nie znasz mnie i nie wiesz jaka jestem.
- Mówię tylko to co widzę, przecież cię nie osądzam.
- Koniec tematu – przerwałam mu, nie chcąc dłużej ciągnąć tematu mojego samopoczucia.
- Dobra, skręć tutaj i będziemy na miejscu - wskazał mi kierunek, zakańczając temat. Skręciłam w prawo i wjechałam na parking znajdujący się w pobliżu niewielkiego skate parku. Zaparkowałam na jednym z wolnych miejsc i zgasiłam silnik. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła. Nie było tutaj nic innego oprócz kilku ramp ułożonych w pobliżu siebie. Jeśli Justin zabrał mnie tutaj, chcąc zaimponować swoją jazdą na deskorolce to niepotrzebnie zmarnowałam te 30 minut na sam dojazd tutaj. Spojrzałam na niego pytająco,a on jedynie skinął głową w stronę skate parku, chcąc abym ruszyła za nim.]
- Chcesz mi pokazać jak jeździsz? - zapytałam/
- Zobaczysz – odparł zagadkowo i szedł dalej. Przeszliśmy przez skate park, lecz nie zatrzymaliśmy się na nim. Szliśmy dalej wąską ścieżką, wchodząc w jakiś busz, który nie przyjemnie drapał moje nogi. Dookoła nas znajdowały się jedynie drzewa, krzewy i nic poza tym. Patrzyłam się cały czas pod nogi, nie chcąc się o nic potknąć i upaść. Dzięki temu miałam możliwość zająć czymś moje myśli i nie dopuścić do siebie strachu przed nieznanym. Po chwili poczułam jak wpadam na coś twardego. Justin zaśmiał się, kiedy odbiłam się od jego pleców i odwrócił się w moją stronę. .
- Jesteśmy na miejscu – odsuną się i stanął obok mnie, abym mogła w końcu zobaczyć miejsce, do którego nas przyprowadził. Moje oczy rozszerzyły się na widok rozciągający się przed nami. Nigdy w życiu nie uwierzyłabym, że takie miejsce znajduję się niedaleko dzielnicy, w której mieszkam. Przed nami rozciągało się zadbane jezioro z idealnie czystą wodą, a niedaleko dalej z skał spływała woda tworząc niewielki wodospad. Kwiaty, które tutaj rosły rosły roznosiły w powietrzu swój nadzwyczajny zapach, który pieścił nasze nosy. To miejsce jest przepiękne.
- Oh – szepnęłam, nie mogąc znaleźć słów na opisanie tego co mnie otacza – To miejsce jest.. To miejsce jest niewiarygodne – szepnęłam, nie mogąc oderwać wzroku od przyrody rozciągającej się przede mną. - Jak udało ci się znaleźć to miejsce?
- To miejsce należy do przyjaciół moich rodziców. Zapraszali nas tutaj, w każde weekendy, kiedy tylko mieli możliwość oderwać się od pracy. Od dziecka zawsze byłem ich ulubieńcem i dzięki temu mogę korzystać z tego miejsca, kiedy tylko mam na to ochotę – wytłumaczył. - Zawsze kiedy potrzebuję chwili samotności, przyjeżdżam tutaj. To miejsce pozwala mi się oderwać od rzeczywistości, kłopotów i ludzi.
- Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś? - zapytałam ciekawa, odrywając wzrok od wodospadu, aby spojrzeć na chłopaka.
- Nie jestem do końca pewny dlaczego. Po prostu kiedy dzisiaj na ciebie spojrzałem, pomyślałem, że teraz to właśnie ty będziesz potrzebować takiego miejsca do ucieczki – odparł spokojnie i posłał mi delikatny uśmiech. - Chciałem też z tobą porozmawiać.
Podszedł do jednego z drzew i usiadł pod nim. Poklepał miejsce obok siebie, chcąc abym do niego dołączyła. Przez chwilę jeszcze stałam w tej samej pozycji zastanawiając się nad tym co powiedział. To było naprawdę miłe z jego strony. Nie mogę pozbyć się przyjemnego uczucia, które pojawiło się we mnie po usłyszeniu jego słów. Miał rację, to miejsce jest idealne do przemyśleń, a także ucieczki od rzeczywistości. Szum wody, cichy śpiew ptaków i spokój, który panuje w tym miejscu działa na mnie relaksująco. Odwróciłam się w stronę Justina i po raz pierwszy dzisiaj uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Podeszłam bliżej niego i usiadłam.
- Zamieniam się w słuch – powiedziałam, będąc gotowa na rozmowę z nim.
To jest cudowne *.* i jeszcze ten romantyczny Justin :3
OdpowiedzUsuńAż nie do opisania jakie to słodkie, aż rzygam tęczą ^.^
Opisując ten rozdział jednym słowem : zarąbiste :}
Lama XD
ale romantyczne, kocham.♥ ♥
OdpowiedzUsuńPiekne Myczek <3 pisz tak dalej ;* - Daniela
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym opowiadaniu *.*
OdpowiedzUsuńPiękne ♥
OdpowiedzUsuńBoskie <3
OdpowiedzUsuńto jest cudowne <3 nie mogę przestać czytać /W
OdpowiedzUsuń