Hej kochani!
Dawno mnie tutaj nie było, aż dziwnie się czuję pisząc to.
Chciałam was tylko poinformować, że postanowiłam poprawić to opowiadanie. Właściwie to rozdziały są napisane od nowa. Jest to moje pierwsze opowiadanie, dlatego w rozdziałach nachodzi wiele popraw i zmian. Jeśli jesteście ciekawi tej zmiany zapraszam do ponownego czytania. Rozdziały poprawione są oznaczone gwiazdką *, więc nie będziecie mieli trudności ze znalezieniem ich. Miłego czytania.
niedziela, 11 października 2015
sobota, 16 listopada 2013
Rozdział 65 "Tylko twój cień"
WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!
___________________________________
Jenny's POV
Upadłam na swoje kolana, gdy ujrzałam jak ciało Justina bezwładnie upada na ziemie. Miałam szeroko otworzone oczy w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie się dzieje. Byłam pewnawrto tylko kolejny chory rozdziałami. męczy mnie w nocy. Marzyłam o tym, aby tak było, ale rzeczywistość okazała się tym koszmarem. Justin został postrzelony, przeze mnie.
-Gliny! - usłyszałam przytłumiony krzyk z dala. Wszystko teraz było dla mnie takie dalekie, nie chciałam nic słyszeć. Poczułam ciepłą ciecz na moich ustach i zorientowałam się, że to moje łzy. Moje ciało było oszołomione nie mogłam się ruszyć, lecz musiałam. Musiałam iść do Justina, musiałam być przy nim. Uniosłam się szybko na moich nogach i podbiegłam do miejsca, w którym leżał Justin. Opadłam przed nim na kolana i zaczęłam szlochać. Wzięłam w swoją dłoń jego i podniosłam ją do swoich ust i zaczęłam ją gorączkowo całować.
-Proszę cię, Justin nie zostawiaj mnie. Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Jesteś mój, nie możesz mi tego zrobić.. Wyjdziesz z tego – nie reagował na moje słowa, ciągle miał zamknięte oczy a jego ciało nie wykonało żadnego ruchu. - Proszę cię – załkałam. Poczułam czyjąś dłoń ściskającą moją rękę i podnoszącą mnie do góry.
-Jenny, musimy stąd iść – Andre pociągnął mnie w stronę wyjścia.
-Nie, j-ja muszę zostać z Justinem, o-oni go postrzelili – załkałam.
-Tak, Jenny będzie wszystko dobrze. Justin chciałby, żebym jak najszybciej cię stąd zabrał, żeby nic ci się nie stało. Pogotowie za chwilę przyjedzie, on wyjdzie z tego, Jenny. On nie chciałby, żebyś widziała go w takim stanie – pociągnął mnie znów za siebie.
-Nigdzie nie idę – krzyknęłam rozpaczliwie, lecz nie dałam mu rady. Przerzucił mnie przez swoje ramie i ruszył w stronę wyjścia. Nie udało mi się wyrwać z jego uścisku ani wybłagać go, aby mnie zostawił. Nic do niego nie dochodziło, a ja tylko chciałam być przy Justinie. Chciałam mieć pewność, że wszystko będzie dobrze. Nie mogłam powstrzymać swoich łez, w mojej głowie cały czas pojawiały się najczarniejsze scenariusze.
-Jenny, proszę cię nie płacz. Wszystko będzie dobrze – powiedział troskliwie.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz było tam mnóstwo ludzi i radiowozów. Obok nas przebiegali policjanci, a do moich uszu dobiegł dźwięk karetki. Przyjechali po Justina, uratują go. Nawet nie zauważyłam kiedy Andre otworzył drzwi od samochodu. Posadził mnie na tylnym siedzeniu i zagrodził drogę ucieczki swoim ciałem.
-Jenny, słuchaj mnie teraz uważnie. Chris wraz ze swoimi ludźmi dalej gdzieś tu jest. Nie możesz nigdzie wychodzić, ja pójdę sprawdzić co z Justinem. Tutaj jesteś bezpieczna, poproszę jednego z policjantów, aby obserwował samochód. Obiecuj mi, że nigdzie nie wyjdziesz – powiedział, patrząc na mnie zmartwiony.
Nie powiedziałam nic, tylko skinęłam głową. Nie było mnie stać na nic więcej. Nie miałam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Brat zamknął drzwi od samochodu i oddalił się. Przyciągnęłam nogi do swojej klatki piersiowej i znów zaczęłam płakać. Nie mogłam nic na to poradzić, tak cholernie się o niego martwiłam. To wszystko moja wina. Gdybym tam nie przyjechała, nie rozproszyłabym go i nic by się nie stało. Cholera, to przeze mnie Justin został postrzelony. Wszystko byłoby pod kontrolą, gdyby nie ja. Lena miała racje, a ja wszystko spieprzyłam. Poczucie winy uderzyło we mnie z ogromną siłą. Chłopak, którego kocham został postrzelony. Zniszczyłam wszystko. Zacisnęłam mocno oczy a łzy spływały po moich policzkach. Wszystkie wspomnienia związane z Justinem przeleciały przed moimi oczami.
Chwila poznania.
„- Szukałaś mnie? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem na ustach. A ja stałam i dalej wpatrywałam się w jego brązowe oczy. Były takie hipnotyzujące, piękne. Po chwili jednak otrząsnęłam się. Przecież zadał mi pytanie. - Nie! - odparłam szybko. Zbyt szybko, ponieważ od razu było słychać, że kłamię. Wbiłam wzrok w ziemię, by jeszcze bardziej nie pogrążyć samej siebie. - Ja tylko chciałam spytać, czy wiesz... gdzie jest sala pięćdziesiąt cztery? - wymyśliłam szybko, by nie wyjść w jego oczach na jeszcze większą idiotkę. - Słońce, stoimy pod tą salą - zaśmiał się i wskazał palcem na drzwi obok nas. - A tak przypadkiem nie chodzisz do tej szkoły już drugi rok? - uśmiechnął się. - Ehh... no wiesz, zapomniałam? - kolejne kłamstwo wypłynęło z moich ust, a ja wciąż unikałam jego wzroku. - A może dlatego mnie szukałaś, bo kogoś ci przypominałem? - powiedział w tym samym momencie, w którym zadzwonił dzwonek. Uśmiechnął się do mnie jeszcze raz i odszedł.”
Wyznanie.
„- Przepraszam... - szepnął.
- Przepraszasz? - zapytałam zaskoczona.
- Tak, spieprzyłem sprawę. Nie chciałem tego. Zaczęłaś mnie lubić – lekko się uśmiechnął. – A ja to spieprzyłem, choć to jest dla mnie bardzo ważne, bo... - uciął, lecz po chwili kontynuował – Bo też cię lubię. Jesteś niesamowita. Jesteś pierwszą dziewczyną, przy której czuję się inaczej, lepiej i potrafię być sobą. Jak cię wtedy pocałowałem, to było całkiem inaczej niż z innymi dziewczynami. Nie było w tym samego pragnienia, tylko coś więcej. Poczułem... dobra, to jest głupie - wstał. – Może lepiej będzie, jak już pójdę – zmieszany ruszył w stronę drzwi, chcąc wyjść.
- Nie, stój! - krzyknęłam za nim. Odwrócił się do mnie. - Co poczułeś? - zapytała. - Nie wiem. Coś innego, niesamowitego. Nieznane uczucie... - spojrzał na mnie a jego kąciki lekko drgnęły ku górze.”
Pocałunek.
„- Podobał ci się wczorajszy pocałunek? - zbliżył się do mnie, a ja się cofnęłam. - Wiem, że tobie na pewno się podobał - mruknęłam. - To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Wystarczy „tak” lub „nie”, więc? - spojrzał mi w oczy, a ja uniknęłam jego wzroku. - Nie wiem... był inny, no wiesz... - zaczęłam kręcić nie wiedząc, co na to odpowiedzieć. - To może inaczej, chciałabyś go powtórzyć? - zaczął się do mnie przybliżać coraz bardziej, a ja szłam do tyłu, aż w końcu napotkałam ścianę. On już był przy mnie, wziął mój podbródek w swoje palce i podniósł do góry, abym spojrzała mu w oczy. Zbliżył swoją twarz do mojej tak, że dzieliły nas tylko centymetry - Chcesz mnie pocałować, Jenny? - przełknęłam głośno ślinę i wpatrywałam się w jego czekoladowe tęczówki. Pokręciłam wolno głową na nie, chociaż było to kłamstwo. Zbliżył się jeszcze bardziej, że czułam już jego ciepły oddech na swoich ustach. - Jesteś pewna? - spojrzałam na jego idealne, malinowe usta i zaparło mi dech w piersiach. Tak, bardzo chciałam go pocałować. Spojrzałam znowu w jego oczy, a on się uśmiechnął. Delikatnie musnął moje usta swoimi, przez co po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie mogłam się powstrzymać i przycisnęłam swoje usta do jego i objęłam rękoma jego policzki. Justin objął mnie w talii, przyciągnął jeszcze bliżej siebie i pogłębił pocałunek.”
Usłyszałam pukanie do okna i szybko otworzyłam oczy. Andre pokazał mi ręką abym wysiadła z samochodu. Otworzyłam drzwi i stanęłam przed bratem. Spojrzałam na niego i mogłam od razu zobaczyć, że coś jest nie tak. Był strasznie zdenerwowany i cały czas bawił się skrawkiem swojej koszulki co zawsze robił jak był mały w nerwowych momentach.
-Co się dzieje, Andre? - zapytałam cicho.
-Tak mi przykro, Jenny – szepnął smutno.
-Dlaczego jest ci przykro? - zapytałam, modląc się, żeby z Justinem było wszystko w porządku.
-On.. - urwał myśląc nad tym co powiedzieć dalej. - Justin..
-Nie.. - łzy znów wypełniły moje oczy.
-On odszedł.. - szepnął.
-Nie prawda.. On żyje.. Żartujesz sobie ze mnie! Dlaczego mnie kłamiesz? - zaczęłam gorączkowo krzyczeć. - On nie odszedł, zaraz wyjdzie przez te drzwi. On nie odszedł – próbowałam się przekonać. - On żyje – załkałam. - Dlaczego kłamiesz? - opadłam na kolana.
-Jenny.. - szepnął i ukucnął obok mnie i położył rękę na moim ramieniu.
-To nie prawda! Justin żyje! - krzyknęłam i odtrąciłam jego rękę. Dłońmi objęłam swoje kolana i przyciągnęłam do siebie. Nie mogłam przerwać tego rozpaczliwego płaczu. Smutek i ból mnie ogarnął nie czułam nic więcej. Nie mogłam przyjąć do siebie jego słów. To jest niemożliwe. On nie może... nie żyć.
-Gdzie on jest? - spytałam łamiącym się głosem.
-Nie możesz go zobaczyć, zabrali go – odparł cicho. Spróbował mnie przytulić, lecz go odepchnęłam.
-Chcę być sama – załkałam.
-Nie zostawię cię teraz – pokręcił głową.
-Zostaw mnie w spokoju! - wstałam i zaczęłam od niego odchodzić.
-Jenny! - krzyknął. - Proszę cię..
Zignorowałam go i ruszyłam dalej przed siebie, nie przestając płakać. Próbowałam zrozumieć te wszystkie informacje, lecz nie chciałam w nie wierzyć. Nie może go tu nie być.
Mieliśmy być razem na zawsze.
„- Dlaczego jesteś tego taki pewny? - zapytałam głupio.
- Ale czego?
- Tego, że już nigdy nie przestaniesz. Nie możesz tego wiedzieć na pewno, kiedyś może się stać coś... - Jenny, shhh – uciszył mnie, kładąc palec na moich wargach. - Jestem tego pewny. Jestem pewny tego, że to z tobą chcę przejść przez życie. Nie ma nikogo innego, na kim by mi tak bardzo zależało, jak na tobie – dodał. Spojrzałam w jego oczy a w moich zaczęły zbierać się łzy szczęścia. Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Może on tylko tak mówi teraz, żeby mnie uszczęśliwić, ale wątpię w to. Jego słowa były szczere, dlatego tak bardzo we mnie uderzyły. Teraz byłam pewna tego, że przejdę przez to wszystko razem z Justinem i już nikt nigdy nas nie rozłączy.”
Jednak coś nas rozłączyło..
Wspólna przyszłość.
„- Jenny, kupimy sobie kiedyś psa? - zapytał Justin.
- Psa? - spojrzałam na niego.
- Tak, najlepiej labradora – odparł.
- Kupimy psa – zachichotałam.
- Zbuduję mu budę – poinformował mnie.
- Justin, co to za temat? - zapytałam.
- Rozmyślam nad naszą przyszłością i widzę w niej psa – wytłumaczył.
- I co jeszcze widzisz? - położyłam się na lewym boku tak, aby znajdować się przodem do Justina.
- Widzę sypialnie, z której nie będziemy w ogóle wychodzić – zaśmiał się, a ja klepnęłam go w ramie.
- Pytam serio – przewróciłam oczami.
- No, odpowiedziałem ci serio – zachichotał.
- A tak na poważnie, widzę ciebie, mnie, śliczny dom, w którym będziemy wychowywać nasze dzieci – opowiedział z uśmiechem.
- Będziemy mieli dzieci? - zapytałam.
- No, jeśli nie będziemy wychodzić z sypialni to będą na pewno – odparł.
- No tak – zaśmiałam się.
- Ile będziemy ich mieli?
- Czwórkę – odparł stanowczo.
- Nie za dużo? - zachichotałam.
- Nie, ja chcę mieć dużo dzieci, Jenny – uśmiechnął się. - Będę wspaniałym ojcem.
- Wiem, Justin – uśmiechnęłam się i pocałowałam go słodko.”
Nasza wspólna przyszłość jest skończona.
Nasza bliskość.
„- Nie, Justin. Widziałam przed chwilą, jak bardzo tego pragniesz, a ja nie mogłam, czułam się jak wtedy gdy... - nie dokończyłam. To było dla mnie trudne i bolesne. - Kocham cię i naprawdę chciałabym, byś był moim pierwszym, chciałabym, żeby to wszystko było cudowne, romantyczne jak z bajki, ale tak nie będzie. Nie da się cofnąć tego, co się stało, to tak bardzo mnie boli. Myślałam, że z dnia na dzień będzie lepiej, zapomnę, ale nie potrafię. Codziennie wieczorem, kiedy kładę się spać, myślę o tym wszystkim, płaczę przez to, że tak ważna część mnie została mi odebrana w brutalny sposób bez mojej zgody. Nie potrafię zapomnieć, choć tak bardzo tego pragnę, nie potrafię – słowa wylewały się ze mnie, a pod koniec wypowiedzi znów zaczęłam płakać.
- Jenny, mówiłem już ci, że ważniejsze jest dla mnie twoje szczęście – uniósł moją głowę tak, aby nasze spojrzenia się spotkały. - Poczekam tyle, ile będziesz chciała. Tak długo aż będziesz gotowa – powiedział i delikatnie się uśmiechnął.
- A jeśli nigdy nie będę gotowa? - zapytała,.
- Będziesz – uśmiechnął się – pomogę ci zapomnieć. Sprawię tak, aby to był dla ciebie najcudowniejszy moment w życiu – delikatnie musnął moje wargi.”
Nigdy nie przeżyję tych wspaniałych chwili z nim.
Rozwiązanie problemów.
„-Cześć skarbie.. - usłyszałam ten dobrze mi znany chrapliwy głos. - Dzwonię by powiedzieć ci, że nigdy na ciebie nie zasługiwałem. Jesteś warta miłości całego tego świata. Nie zasłużyłaś na to co cie spotkało, nie zasłużyłaś na to całe cierpienie. Wiem, że cię zraniłem, ale nie było innego sposobu na to, żebyśmy spędzili ten czas osobno. Wszystko co powiedziałem było kłamstwem. Nie zrobiłem tego aby cię skrzywdzić, ale po to, żeby cię chronić. Jedyne o czym marzę to twoje bezpieczeństwo i szczęście. Dlatego dzisiaj rozwiążę wszystkie nasze problemy, abyśmy w końcu mogli być szczęśliwi. Kocham Cię, Jenny.. – jego głos się załamał – Przepraszam – zakończył.”
Już nigdy nie będziemy szczęśliwi. Wszystko zniszczyłam i tego nie da się naprawić. Straciłam osobę, którą naprawdę kochałam. Straciłam miłość mojego życia, to cholernie boli. Czułam się słaba nie miałam siły iść dalej. Oparłam się o drzewo i objęłam ramionami swoje ciało. Nie wiedziałam gdzie jestem, nie obchodziło mnie to. Teraz już nic nie jest ważne. Nic nie ma znaczenia, a moje życie straciło sens. Justin był tym dla, którego żyłam.
Usłyszałam szelest liści i odwróciłam głowę za siebie i ujrzałam ten okropny uśmiech, który widziałam, w każdym swoim koszmarze.
-Witaj, Jenny – powiedział zbliżając się do mnie.
-To twoja wina – powiedziałam, a łzy dalej spływały po moich policzkach. Nie czułam już strachu, czułam jedynie ból i wściekłość. - To ty go zabiłeś – warknęłam
-Tak, teraz już nigdy nam nie przeszkodzi – powiedział bez ani krzty poczucia winy.
-Nie zbliżaj się do mnie – powiedziałam i zrobiłam krok w tył.
-Teraz już jesteś tylko moja – uśmiechnął się do mnie.
-Nigdy..- ktoś położył dłoń na moich ustach do moich nozdrzy dotarł dziwny nie znany mi zapach. Próbowałam się wyrwać, lecz na marne. Poczułam zmęczenie, wszystkie moje zmartwienia odeszły i pozostała tylko ciemność.
***
-Jenny? - Justin spojrzał na mnie niepewnie.
-Tak? - zapytałam, uśmiechając się do niego.
-Nie potrafię bez ciebie żyć – powiedział poważnie.
-Ja bez ciebie też, Justin – wtuliłam się w jego tors.
-Jesteś dla mnie jak narkotyk – uśmiechnął się – ale z tego uzależnienia nie zamierzam zrezygnować.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy – musnęłam jego klatkę piersiową, nie mogąc przestać się uśmiechać.
-Mam coś dla ciebie – powiedział szczęśliwy.
-Kolejna niespodzianka? - zachichotałam.
-Tak – oznajmił i odsunął mnie na chwile od ciebie. Odwrócił się ode mnie i sięgnął do szafki nocnej. Kiedy znów na mnie spojrzał, to nie był już Justin. Otworzyłam szeroko oczy, gdy ujrzałam przed sobą Chrisa.
-Niespodzianka – powiedział rozbawiony. - Teraz jesteś tylko moja.
~.~.~.~
Obudziłam się ciężko oddychając. Chciałam szybko podnieść się z łóżka, lecz coś nie dawało mi się od niego oderwać. Spojrzałam, w górę i ujrzałam moje dwie dłonie przywiązane do ramy łóżka. Moje nogi tak samo jak ręce zostały związane linami, aby uniemożliwić mi ruch.
Zacisnęłam mocno łzy modląc się o to aby ten koszmar już się skończył. Wolałam już umrzeć niż dalej tutaj tkwić. Nie obchodziło mnie już to, że Chris w końcu mnie złapał. Justina już nie było to nie był zły koszmar tylko rzeczywistość. Chciałam być teraz przy Justinie, pragnęłam aby teraz mnie przytulił pocałował i powiedział, że wszystko będzie dobrze i że przy nim jestem bezpieczna. Chciałabym, aby zapewniał mnie, że już nigdy nikt mnie nie skrzywdzi. Pragnę by mówił mi jak bardzo mnie kocha i ile dla niego znaczę. Już nigdy tego nie usłyszę. Już nigdy nie będę kochać i już nigdy nie będę kochana.
Poczułam, że łóżko ugina się pod kimś, więc szybko otworzyłam oczy.
-Dzień dobry, księżniczko. W końcu się obudziłaś – powiedział Chris, zbliżając się do mnie. Zaczął jeździć swoją szorstką dłonią po moim ramieniu. - Potrzebuję cię dzisiaj, dużo się działo i chcę się od tego na chwilę oderwać. - powiedział i zbliżył się do mnie tak, że teraz unosił się nade mną, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.
Zacisnęłam oczy, modląc się o to aby on zniknął. Nie chciałam by to znów się stało. To za dużo jak dla mnie. Nie zniosę już więcej bólu. Nic nie zrobiłam, nie próbowałam go odwieść od pomysłu nadużycia mnie. Po prostu leżałam i zaciskałam oczy, próbując zapomnieć o wszystkim co się dzieje i co stało się wcześniej. Poczułam jego dłoń na pod moją bluzką, przez co moje ciało całe zesztywniało.
-Tym razem nie będziesz mnie błagać? - zapytał wyraźnie zdziwiony. - Justin nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że tak po prostu się poddałaś – zaśmiał się.
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach przez wspomnienie jego imienia.
-Podoba mi się to – powiedział i zaczął odsłaniać moje ciało. Poczułam jego usta na moim brzuchu i sunące w górę ręce. Przygryzłam mocno wargę i odchyliłam głowę do tyłu, aby nie musieć na to patrzeć. To Justin miał być na jego miejscu.
-Teraz jesteś moja – mruknął w moją skórę. - Justin mi cię nie odbierze – powiedział i zjechał dłonią na zapięcie mojego stanika.
-Jesteś tego pewny? - chrapliwy głos rozniósł się po pokoju, głos Justina. To tylko moja wyobraźnia.
Pocałunki, które czułam przed chwilą na mojej skórze ustały. Nie czułam już na sobie tego obrzydliwego dotyku. Otworzyłam oczy, lecz gdy tylko to zrobiłam wypełniły się one łzami.
-Odsuń się od niej – warknął, kierując pistolet w jego stronę.
-Jak to możliwe? - zapytał Chris z szeroko otworzonymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie dzieje.
-Odsuń się kurwa od mojej dziewczyny – krzyknął, Justin.
Posłuchał go wstał i oddalił się ode mnie.
-Myślałeś, że tak po prostu się mnie pozbędziesz? - zapytał. - Zawsze trzeba mieć plan B.
-Wszyscy mówili, że nie żyjesz – syknął.
Zignorował go i ruszył w moją stronę, dalej mierząc w White'a swoją bronią. Ja po prostu się w niego wpatrywałam. Bałam się, że to tylko moja wyobraźnia, że to tylko jego cień, który za chwilę zniknie i już nigdy nie będę mogła go zobaczyć. Poczułam jego dłoń na swojej, rozplątującą więzy.
-Tylko spróbuj się ruszyć, a zastrzele cie – zagroził.
-Justin.. - szepnęłam, gdy w końcu uwierzyłam w to, że to nie jest sen. Moje modlitwy zostały wysłuchane. Justin jest tutaj przede mną i już nigdy mnie nie zostawi.
-Jestem przy tobie, Jenny – szepnął i rozwiązał jedną z moich rąk, następnie zaczynając rozwiązywać drugą. Kiedy w końcu uwolnił wszystkie moje kończyny wstałam zdrętwiała z łóżka i podeszłam do Justina. Spojrzałam na jego twarz i przejechałam palcami po jego policzku, upewniając się czy to nie jest tylko zwykły sen. Poczułam go, Justin żyje. Szybko wtuliłam się w jego ciało a on objął mnie swoją jedną wolną ręką. Łzy szczęścia zaczęły spływać po moich policzkach. - Zabiorę cię stąd – szepnął do mnie.
-Odzyskałeś dziewczynę, teraz możesz już iść – westchnął Chris.
Justin spojrzał na mnie zmartwiony i ujął moją dłoń w swoją. Jego mięśnie automatycznie się napięły kiedy ujrzał moje posiniaczone nadgarstki.
-Jenny, idź do drzwi – powiedział z zaciśniętą szczęką.
-Nie zostawię cię – szepnęłam.
-Idziemy – wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi, dalej celując bronią w White'a. - Już nigdy nie dam ci jej skrzywdzić – warknął. Justin otworzył drzwi przez, które wyszłam, lecz gdy się odwróciłam Justina nie było. Usłyszałam strzał, a moje serce przyśpieszyło. To nie może znów się zdarzyć, nie mogę go stracić. Chciałam wbiec do pomieszczenia, lecz ktoś stanął mi na drodze. Justin przytulił mnie mocno do siebie i zaczął na ucho szeptać mi słowa pocieszenia.
-Już wszystko dobrze, Jenny – szepnął i pogładził dłonią moje plecy. - Jestem przy tobie.
Nie potrafiłam powstrzymać płaczu, po prostu tak bardzo się bałam, że go straciłam, ale on dalej stoi przede mną i mogę go poczuć.
-Musimy stąd jak najszybciej wyjść – pociągnął mnie za sobą w stronę wyjścia, a ja ruszyłam za nim dalej oszołomiona zdarzeniami.
Kiedy znaleźliśmy się już przed budynkiem, jeden z policjantów podszedł do nas.
-Gdzie on jest? - zapytał.
-Na piętrze, pierwsze drzwi po lewej – odparł. Mężczyzna skinął głową i zawołał za sobą innych funkcjonariuszy.
-Nic ci nie jest – powiedziałam, nie przestając śledzić dłonią jego skóry.
-Nic mi nie jest – odparł i znów przyciągnął mnie do siebie. - Nic ci nie zrobił? - zapytał.
-Nie – odparłam krótko. - Nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś – załkałam.
-Przepraszam, Jenny. Wiem, że przeze mnie przeszłaś ostatnio o wiele więcej niż mogłaś znieść, ale od dzisiaj już nie będziesz musiała się o nic martwić – powiedział i oparł swoje czoło o moje. - Już nigdy cię nie opuszczę.
-Obiecujesz? - zapytałam.
-Obiecuję – odparł. - Kocham Cię, Jenny.
-A ja kocham ciebie, Justin – odpowiedziałam. Justin zbliżył się do mnie i złączył nasze usta w pocałunku, którego już nigdy nie zapomnę.
________________________________________________________
No i mamy w końcu ostatni rozdział. Jestem z siebie dumna, efekt zaskoczenia się udał. Przepraszam, że musieliscie tak długo czekać, ale nie miałam pojęcia, że ten rozdział będzie aż tak długi. Mam nadzieje, że się wam podobał i nie zawiedliście się na mnie.
Kocham was bardzo mocno i dziękuję wam za te wszystkie 100 000 wejść i ponad 40 komentarzy pod ostatnim rozdziałem to jest na prawdę wspaniale, ze ktos docenia moja prace i jestem cholernie szczęśliwa, że was mam.
Kocham was i dziękuję, że byliście ze mną przez ten cały czas.
wasza @biebllins
___________________________________
Jenny's POV
Upadłam na swoje kolana, gdy ujrzałam jak ciało Justina bezwładnie upada na ziemie. Miałam szeroko otworzone oczy w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie się dzieje. Byłam pewnawrto tylko kolejny chory rozdziałami. męczy mnie w nocy. Marzyłam o tym, aby tak było, ale rzeczywistość okazała się tym koszmarem. Justin został postrzelony, przeze mnie.
-Gliny! - usłyszałam przytłumiony krzyk z dala. Wszystko teraz było dla mnie takie dalekie, nie chciałam nic słyszeć. Poczułam ciepłą ciecz na moich ustach i zorientowałam się, że to moje łzy. Moje ciało było oszołomione nie mogłam się ruszyć, lecz musiałam. Musiałam iść do Justina, musiałam być przy nim. Uniosłam się szybko na moich nogach i podbiegłam do miejsca, w którym leżał Justin. Opadłam przed nim na kolana i zaczęłam szlochać. Wzięłam w swoją dłoń jego i podniosłam ją do swoich ust i zaczęłam ją gorączkowo całować.
-Proszę cię, Justin nie zostawiaj mnie. Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Jesteś mój, nie możesz mi tego zrobić.. Wyjdziesz z tego – nie reagował na moje słowa, ciągle miał zamknięte oczy a jego ciało nie wykonało żadnego ruchu. - Proszę cię – załkałam. Poczułam czyjąś dłoń ściskającą moją rękę i podnoszącą mnie do góry.
-Jenny, musimy stąd iść – Andre pociągnął mnie w stronę wyjścia.
-Nie, j-ja muszę zostać z Justinem, o-oni go postrzelili – załkałam.
-Tak, Jenny będzie wszystko dobrze. Justin chciałby, żebym jak najszybciej cię stąd zabrał, żeby nic ci się nie stało. Pogotowie za chwilę przyjedzie, on wyjdzie z tego, Jenny. On nie chciałby, żebyś widziała go w takim stanie – pociągnął mnie znów za siebie.
-Nigdzie nie idę – krzyknęłam rozpaczliwie, lecz nie dałam mu rady. Przerzucił mnie przez swoje ramie i ruszył w stronę wyjścia. Nie udało mi się wyrwać z jego uścisku ani wybłagać go, aby mnie zostawił. Nic do niego nie dochodziło, a ja tylko chciałam być przy Justinie. Chciałam mieć pewność, że wszystko będzie dobrze. Nie mogłam powstrzymać swoich łez, w mojej głowie cały czas pojawiały się najczarniejsze scenariusze.
-Jenny, proszę cię nie płacz. Wszystko będzie dobrze – powiedział troskliwie.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz było tam mnóstwo ludzi i radiowozów. Obok nas przebiegali policjanci, a do moich uszu dobiegł dźwięk karetki. Przyjechali po Justina, uratują go. Nawet nie zauważyłam kiedy Andre otworzył drzwi od samochodu. Posadził mnie na tylnym siedzeniu i zagrodził drogę ucieczki swoim ciałem.
-Jenny, słuchaj mnie teraz uważnie. Chris wraz ze swoimi ludźmi dalej gdzieś tu jest. Nie możesz nigdzie wychodzić, ja pójdę sprawdzić co z Justinem. Tutaj jesteś bezpieczna, poproszę jednego z policjantów, aby obserwował samochód. Obiecuj mi, że nigdzie nie wyjdziesz – powiedział, patrząc na mnie zmartwiony.
Nie powiedziałam nic, tylko skinęłam głową. Nie było mnie stać na nic więcej. Nie miałam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Brat zamknął drzwi od samochodu i oddalił się. Przyciągnęłam nogi do swojej klatki piersiowej i znów zaczęłam płakać. Nie mogłam nic na to poradzić, tak cholernie się o niego martwiłam. To wszystko moja wina. Gdybym tam nie przyjechała, nie rozproszyłabym go i nic by się nie stało. Cholera, to przeze mnie Justin został postrzelony. Wszystko byłoby pod kontrolą, gdyby nie ja. Lena miała racje, a ja wszystko spieprzyłam. Poczucie winy uderzyło we mnie z ogromną siłą. Chłopak, którego kocham został postrzelony. Zniszczyłam wszystko. Zacisnęłam mocno oczy a łzy spływały po moich policzkach. Wszystkie wspomnienia związane z Justinem przeleciały przed moimi oczami.
Chwila poznania.
„- Szukałaś mnie? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem na ustach. A ja stałam i dalej wpatrywałam się w jego brązowe oczy. Były takie hipnotyzujące, piękne. Po chwili jednak otrząsnęłam się. Przecież zadał mi pytanie. - Nie! - odparłam szybko. Zbyt szybko, ponieważ od razu było słychać, że kłamię. Wbiłam wzrok w ziemię, by jeszcze bardziej nie pogrążyć samej siebie. - Ja tylko chciałam spytać, czy wiesz... gdzie jest sala pięćdziesiąt cztery? - wymyśliłam szybko, by nie wyjść w jego oczach na jeszcze większą idiotkę. - Słońce, stoimy pod tą salą - zaśmiał się i wskazał palcem na drzwi obok nas. - A tak przypadkiem nie chodzisz do tej szkoły już drugi rok? - uśmiechnął się. - Ehh... no wiesz, zapomniałam? - kolejne kłamstwo wypłynęło z moich ust, a ja wciąż unikałam jego wzroku. - A może dlatego mnie szukałaś, bo kogoś ci przypominałem? - powiedział w tym samym momencie, w którym zadzwonił dzwonek. Uśmiechnął się do mnie jeszcze raz i odszedł.”
Wyznanie.
„- Przepraszam... - szepnął.
- Przepraszasz? - zapytałam zaskoczona.
- Tak, spieprzyłem sprawę. Nie chciałem tego. Zaczęłaś mnie lubić – lekko się uśmiechnął. – A ja to spieprzyłem, choć to jest dla mnie bardzo ważne, bo... - uciął, lecz po chwili kontynuował – Bo też cię lubię. Jesteś niesamowita. Jesteś pierwszą dziewczyną, przy której czuję się inaczej, lepiej i potrafię być sobą. Jak cię wtedy pocałowałem, to było całkiem inaczej niż z innymi dziewczynami. Nie było w tym samego pragnienia, tylko coś więcej. Poczułem... dobra, to jest głupie - wstał. – Może lepiej będzie, jak już pójdę – zmieszany ruszył w stronę drzwi, chcąc wyjść.
- Nie, stój! - krzyknęłam za nim. Odwrócił się do mnie. - Co poczułeś? - zapytała. - Nie wiem. Coś innego, niesamowitego. Nieznane uczucie... - spojrzał na mnie a jego kąciki lekko drgnęły ku górze.”
Pocałunek.
„- Podobał ci się wczorajszy pocałunek? - zbliżył się do mnie, a ja się cofnęłam. - Wiem, że tobie na pewno się podobał - mruknęłam. - To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Wystarczy „tak” lub „nie”, więc? - spojrzał mi w oczy, a ja uniknęłam jego wzroku. - Nie wiem... był inny, no wiesz... - zaczęłam kręcić nie wiedząc, co na to odpowiedzieć. - To może inaczej, chciałabyś go powtórzyć? - zaczął się do mnie przybliżać coraz bardziej, a ja szłam do tyłu, aż w końcu napotkałam ścianę. On już był przy mnie, wziął mój podbródek w swoje palce i podniósł do góry, abym spojrzała mu w oczy. Zbliżył swoją twarz do mojej tak, że dzieliły nas tylko centymetry - Chcesz mnie pocałować, Jenny? - przełknęłam głośno ślinę i wpatrywałam się w jego czekoladowe tęczówki. Pokręciłam wolno głową na nie, chociaż było to kłamstwo. Zbliżył się jeszcze bardziej, że czułam już jego ciepły oddech na swoich ustach. - Jesteś pewna? - spojrzałam na jego idealne, malinowe usta i zaparło mi dech w piersiach. Tak, bardzo chciałam go pocałować. Spojrzałam znowu w jego oczy, a on się uśmiechnął. Delikatnie musnął moje usta swoimi, przez co po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie mogłam się powstrzymać i przycisnęłam swoje usta do jego i objęłam rękoma jego policzki. Justin objął mnie w talii, przyciągnął jeszcze bliżej siebie i pogłębił pocałunek.”
Usłyszałam pukanie do okna i szybko otworzyłam oczy. Andre pokazał mi ręką abym wysiadła z samochodu. Otworzyłam drzwi i stanęłam przed bratem. Spojrzałam na niego i mogłam od razu zobaczyć, że coś jest nie tak. Był strasznie zdenerwowany i cały czas bawił się skrawkiem swojej koszulki co zawsze robił jak był mały w nerwowych momentach.
-Co się dzieje, Andre? - zapytałam cicho.
-Tak mi przykro, Jenny – szepnął smutno.
-Dlaczego jest ci przykro? - zapytałam, modląc się, żeby z Justinem było wszystko w porządku.
-On.. - urwał myśląc nad tym co powiedzieć dalej. - Justin..
-Nie.. - łzy znów wypełniły moje oczy.
-On odszedł.. - szepnął.
-Nie prawda.. On żyje.. Żartujesz sobie ze mnie! Dlaczego mnie kłamiesz? - zaczęłam gorączkowo krzyczeć. - On nie odszedł, zaraz wyjdzie przez te drzwi. On nie odszedł – próbowałam się przekonać. - On żyje – załkałam. - Dlaczego kłamiesz? - opadłam na kolana.
-Jenny.. - szepnął i ukucnął obok mnie i położył rękę na moim ramieniu.
-To nie prawda! Justin żyje! - krzyknęłam i odtrąciłam jego rękę. Dłońmi objęłam swoje kolana i przyciągnęłam do siebie. Nie mogłam przerwać tego rozpaczliwego płaczu. Smutek i ból mnie ogarnął nie czułam nic więcej. Nie mogłam przyjąć do siebie jego słów. To jest niemożliwe. On nie może... nie żyć.
-Gdzie on jest? - spytałam łamiącym się głosem.
-Nie możesz go zobaczyć, zabrali go – odparł cicho. Spróbował mnie przytulić, lecz go odepchnęłam.
-Chcę być sama – załkałam.
-Nie zostawię cię teraz – pokręcił głową.
-Zostaw mnie w spokoju! - wstałam i zaczęłam od niego odchodzić.
-Jenny! - krzyknął. - Proszę cię..
Zignorowałam go i ruszyłam dalej przed siebie, nie przestając płakać. Próbowałam zrozumieć te wszystkie informacje, lecz nie chciałam w nie wierzyć. Nie może go tu nie być.
Mieliśmy być razem na zawsze.
„- Dlaczego jesteś tego taki pewny? - zapytałam głupio.
- Ale czego?
- Tego, że już nigdy nie przestaniesz. Nie możesz tego wiedzieć na pewno, kiedyś może się stać coś... - Jenny, shhh – uciszył mnie, kładąc palec na moich wargach. - Jestem tego pewny. Jestem pewny tego, że to z tobą chcę przejść przez życie. Nie ma nikogo innego, na kim by mi tak bardzo zależało, jak na tobie – dodał. Spojrzałam w jego oczy a w moich zaczęły zbierać się łzy szczęścia. Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Może on tylko tak mówi teraz, żeby mnie uszczęśliwić, ale wątpię w to. Jego słowa były szczere, dlatego tak bardzo we mnie uderzyły. Teraz byłam pewna tego, że przejdę przez to wszystko razem z Justinem i już nikt nigdy nas nie rozłączy.”
Jednak coś nas rozłączyło..
Wspólna przyszłość.
„- Jenny, kupimy sobie kiedyś psa? - zapytał Justin.
- Psa? - spojrzałam na niego.
- Tak, najlepiej labradora – odparł.
- Kupimy psa – zachichotałam.
- Zbuduję mu budę – poinformował mnie.
- Justin, co to za temat? - zapytałam.
- Rozmyślam nad naszą przyszłością i widzę w niej psa – wytłumaczył.
- I co jeszcze widzisz? - położyłam się na lewym boku tak, aby znajdować się przodem do Justina.
- Widzę sypialnie, z której nie będziemy w ogóle wychodzić – zaśmiał się, a ja klepnęłam go w ramie.
- Pytam serio – przewróciłam oczami.
- No, odpowiedziałem ci serio – zachichotał.
- A tak na poważnie, widzę ciebie, mnie, śliczny dom, w którym będziemy wychowywać nasze dzieci – opowiedział z uśmiechem.
- Będziemy mieli dzieci? - zapytałam.
- No, jeśli nie będziemy wychodzić z sypialni to będą na pewno – odparł.
- No tak – zaśmiałam się.
- Ile będziemy ich mieli?
- Czwórkę – odparł stanowczo.
- Nie za dużo? - zachichotałam.
- Nie, ja chcę mieć dużo dzieci, Jenny – uśmiechnął się. - Będę wspaniałym ojcem.
- Wiem, Justin – uśmiechnęłam się i pocałowałam go słodko.”
Nasza wspólna przyszłość jest skończona.
Nasza bliskość.
„- Nie, Justin. Widziałam przed chwilą, jak bardzo tego pragniesz, a ja nie mogłam, czułam się jak wtedy gdy... - nie dokończyłam. To było dla mnie trudne i bolesne. - Kocham cię i naprawdę chciałabym, byś był moim pierwszym, chciałabym, żeby to wszystko było cudowne, romantyczne jak z bajki, ale tak nie będzie. Nie da się cofnąć tego, co się stało, to tak bardzo mnie boli. Myślałam, że z dnia na dzień będzie lepiej, zapomnę, ale nie potrafię. Codziennie wieczorem, kiedy kładę się spać, myślę o tym wszystkim, płaczę przez to, że tak ważna część mnie została mi odebrana w brutalny sposób bez mojej zgody. Nie potrafię zapomnieć, choć tak bardzo tego pragnę, nie potrafię – słowa wylewały się ze mnie, a pod koniec wypowiedzi znów zaczęłam płakać.
- Jenny, mówiłem już ci, że ważniejsze jest dla mnie twoje szczęście – uniósł moją głowę tak, aby nasze spojrzenia się spotkały. - Poczekam tyle, ile będziesz chciała. Tak długo aż będziesz gotowa – powiedział i delikatnie się uśmiechnął.
- A jeśli nigdy nie będę gotowa? - zapytała,.
- Będziesz – uśmiechnął się – pomogę ci zapomnieć. Sprawię tak, aby to był dla ciebie najcudowniejszy moment w życiu – delikatnie musnął moje wargi.”
Nigdy nie przeżyję tych wspaniałych chwili z nim.
Rozwiązanie problemów.
„-Cześć skarbie.. - usłyszałam ten dobrze mi znany chrapliwy głos. - Dzwonię by powiedzieć ci, że nigdy na ciebie nie zasługiwałem. Jesteś warta miłości całego tego świata. Nie zasłużyłaś na to co cie spotkało, nie zasłużyłaś na to całe cierpienie. Wiem, że cię zraniłem, ale nie było innego sposobu na to, żebyśmy spędzili ten czas osobno. Wszystko co powiedziałem było kłamstwem. Nie zrobiłem tego aby cię skrzywdzić, ale po to, żeby cię chronić. Jedyne o czym marzę to twoje bezpieczeństwo i szczęście. Dlatego dzisiaj rozwiążę wszystkie nasze problemy, abyśmy w końcu mogli być szczęśliwi. Kocham Cię, Jenny.. – jego głos się załamał – Przepraszam – zakończył.”
Już nigdy nie będziemy szczęśliwi. Wszystko zniszczyłam i tego nie da się naprawić. Straciłam osobę, którą naprawdę kochałam. Straciłam miłość mojego życia, to cholernie boli. Czułam się słaba nie miałam siły iść dalej. Oparłam się o drzewo i objęłam ramionami swoje ciało. Nie wiedziałam gdzie jestem, nie obchodziło mnie to. Teraz już nic nie jest ważne. Nic nie ma znaczenia, a moje życie straciło sens. Justin był tym dla, którego żyłam.
Usłyszałam szelest liści i odwróciłam głowę za siebie i ujrzałam ten okropny uśmiech, który widziałam, w każdym swoim koszmarze.
-Witaj, Jenny – powiedział zbliżając się do mnie.
-To twoja wina – powiedziałam, a łzy dalej spływały po moich policzkach. Nie czułam już strachu, czułam jedynie ból i wściekłość. - To ty go zabiłeś – warknęłam
-Tak, teraz już nigdy nam nie przeszkodzi – powiedział bez ani krzty poczucia winy.
-Nie zbliżaj się do mnie – powiedziałam i zrobiłam krok w tył.
-Teraz już jesteś tylko moja – uśmiechnął się do mnie.
-Nigdy..- ktoś położył dłoń na moich ustach do moich nozdrzy dotarł dziwny nie znany mi zapach. Próbowałam się wyrwać, lecz na marne. Poczułam zmęczenie, wszystkie moje zmartwienia odeszły i pozostała tylko ciemność.
***
-Jenny? - Justin spojrzał na mnie niepewnie.
-Tak? - zapytałam, uśmiechając się do niego.
-Nie potrafię bez ciebie żyć – powiedział poważnie.
-Ja bez ciebie też, Justin – wtuliłam się w jego tors.
-Jesteś dla mnie jak narkotyk – uśmiechnął się – ale z tego uzależnienia nie zamierzam zrezygnować.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy – musnęłam jego klatkę piersiową, nie mogąc przestać się uśmiechać.
-Mam coś dla ciebie – powiedział szczęśliwy.
-Kolejna niespodzianka? - zachichotałam.
-Tak – oznajmił i odsunął mnie na chwile od ciebie. Odwrócił się ode mnie i sięgnął do szafki nocnej. Kiedy znów na mnie spojrzał, to nie był już Justin. Otworzyłam szeroko oczy, gdy ujrzałam przed sobą Chrisa.
-Niespodzianka – powiedział rozbawiony. - Teraz jesteś tylko moja.
~.~.~.~
Obudziłam się ciężko oddychając. Chciałam szybko podnieść się z łóżka, lecz coś nie dawało mi się od niego oderwać. Spojrzałam, w górę i ujrzałam moje dwie dłonie przywiązane do ramy łóżka. Moje nogi tak samo jak ręce zostały związane linami, aby uniemożliwić mi ruch.
Zacisnęłam mocno łzy modląc się o to aby ten koszmar już się skończył. Wolałam już umrzeć niż dalej tutaj tkwić. Nie obchodziło mnie już to, że Chris w końcu mnie złapał. Justina już nie było to nie był zły koszmar tylko rzeczywistość. Chciałam być teraz przy Justinie, pragnęłam aby teraz mnie przytulił pocałował i powiedział, że wszystko będzie dobrze i że przy nim jestem bezpieczna. Chciałabym, aby zapewniał mnie, że już nigdy nikt mnie nie skrzywdzi. Pragnę by mówił mi jak bardzo mnie kocha i ile dla niego znaczę. Już nigdy tego nie usłyszę. Już nigdy nie będę kochać i już nigdy nie będę kochana.
Poczułam, że łóżko ugina się pod kimś, więc szybko otworzyłam oczy.
-Dzień dobry, księżniczko. W końcu się obudziłaś – powiedział Chris, zbliżając się do mnie. Zaczął jeździć swoją szorstką dłonią po moim ramieniu. - Potrzebuję cię dzisiaj, dużo się działo i chcę się od tego na chwilę oderwać. - powiedział i zbliżył się do mnie tak, że teraz unosił się nade mną, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.
Zacisnęłam oczy, modląc się o to aby on zniknął. Nie chciałam by to znów się stało. To za dużo jak dla mnie. Nie zniosę już więcej bólu. Nic nie zrobiłam, nie próbowałam go odwieść od pomysłu nadużycia mnie. Po prostu leżałam i zaciskałam oczy, próbując zapomnieć o wszystkim co się dzieje i co stało się wcześniej. Poczułam jego dłoń na pod moją bluzką, przez co moje ciało całe zesztywniało.
-Tym razem nie będziesz mnie błagać? - zapytał wyraźnie zdziwiony. - Justin nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że tak po prostu się poddałaś – zaśmiał się.
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach przez wspomnienie jego imienia.
-Podoba mi się to – powiedział i zaczął odsłaniać moje ciało. Poczułam jego usta na moim brzuchu i sunące w górę ręce. Przygryzłam mocno wargę i odchyliłam głowę do tyłu, aby nie musieć na to patrzeć. To Justin miał być na jego miejscu.
-Teraz jesteś moja – mruknął w moją skórę. - Justin mi cię nie odbierze – powiedział i zjechał dłonią na zapięcie mojego stanika.
-Jesteś tego pewny? - chrapliwy głos rozniósł się po pokoju, głos Justina. To tylko moja wyobraźnia.
Pocałunki, które czułam przed chwilą na mojej skórze ustały. Nie czułam już na sobie tego obrzydliwego dotyku. Otworzyłam oczy, lecz gdy tylko to zrobiłam wypełniły się one łzami.
-Odsuń się od niej – warknął, kierując pistolet w jego stronę.
-Jak to możliwe? - zapytał Chris z szeroko otworzonymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie dzieje.
-Odsuń się kurwa od mojej dziewczyny – krzyknął, Justin.
Posłuchał go wstał i oddalił się ode mnie.
-Myślałeś, że tak po prostu się mnie pozbędziesz? - zapytał. - Zawsze trzeba mieć plan B.
-Wszyscy mówili, że nie żyjesz – syknął.
Zignorował go i ruszył w moją stronę, dalej mierząc w White'a swoją bronią. Ja po prostu się w niego wpatrywałam. Bałam się, że to tylko moja wyobraźnia, że to tylko jego cień, który za chwilę zniknie i już nigdy nie będę mogła go zobaczyć. Poczułam jego dłoń na swojej, rozplątującą więzy.
-Tylko spróbuj się ruszyć, a zastrzele cie – zagroził.
-Justin.. - szepnęłam, gdy w końcu uwierzyłam w to, że to nie jest sen. Moje modlitwy zostały wysłuchane. Justin jest tutaj przede mną i już nigdy mnie nie zostawi.
-Jestem przy tobie, Jenny – szepnął i rozwiązał jedną z moich rąk, następnie zaczynając rozwiązywać drugą. Kiedy w końcu uwolnił wszystkie moje kończyny wstałam zdrętwiała z łóżka i podeszłam do Justina. Spojrzałam na jego twarz i przejechałam palcami po jego policzku, upewniając się czy to nie jest tylko zwykły sen. Poczułam go, Justin żyje. Szybko wtuliłam się w jego ciało a on objął mnie swoją jedną wolną ręką. Łzy szczęścia zaczęły spływać po moich policzkach. - Zabiorę cię stąd – szepnął do mnie.
-Odzyskałeś dziewczynę, teraz możesz już iść – westchnął Chris.
Justin spojrzał na mnie zmartwiony i ujął moją dłoń w swoją. Jego mięśnie automatycznie się napięły kiedy ujrzał moje posiniaczone nadgarstki.
-Jenny, idź do drzwi – powiedział z zaciśniętą szczęką.
-Nie zostawię cię – szepnęłam.
-Idziemy – wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi, dalej celując bronią w White'a. - Już nigdy nie dam ci jej skrzywdzić – warknął. Justin otworzył drzwi przez, które wyszłam, lecz gdy się odwróciłam Justina nie było. Usłyszałam strzał, a moje serce przyśpieszyło. To nie może znów się zdarzyć, nie mogę go stracić. Chciałam wbiec do pomieszczenia, lecz ktoś stanął mi na drodze. Justin przytulił mnie mocno do siebie i zaczął na ucho szeptać mi słowa pocieszenia.
-Już wszystko dobrze, Jenny – szepnął i pogładził dłonią moje plecy. - Jestem przy tobie.
Nie potrafiłam powstrzymać płaczu, po prostu tak bardzo się bałam, że go straciłam, ale on dalej stoi przede mną i mogę go poczuć.
-Musimy stąd jak najszybciej wyjść – pociągnął mnie za sobą w stronę wyjścia, a ja ruszyłam za nim dalej oszołomiona zdarzeniami.
Kiedy znaleźliśmy się już przed budynkiem, jeden z policjantów podszedł do nas.
-Gdzie on jest? - zapytał.
-Na piętrze, pierwsze drzwi po lewej – odparł. Mężczyzna skinął głową i zawołał za sobą innych funkcjonariuszy.
-Nic ci nie jest – powiedziałam, nie przestając śledzić dłonią jego skóry.
-Nic mi nie jest – odparł i znów przyciągnął mnie do siebie. - Nic ci nie zrobił? - zapytał.
-Nie – odparłam krótko. - Nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś – załkałam.
-Przepraszam, Jenny. Wiem, że przeze mnie przeszłaś ostatnio o wiele więcej niż mogłaś znieść, ale od dzisiaj już nie będziesz musiała się o nic martwić – powiedział i oparł swoje czoło o moje. - Już nigdy cię nie opuszczę.
-Obiecujesz? - zapytałam.
-Obiecuję – odparł. - Kocham Cię, Jenny.
-A ja kocham ciebie, Justin – odpowiedziałam. Justin zbliżył się do mnie i złączył nasze usta w pocałunku, którego już nigdy nie zapomnę.
________________________________________________________
No i mamy w końcu ostatni rozdział. Jestem z siebie dumna, efekt zaskoczenia się udał. Przepraszam, że musieliscie tak długo czekać, ale nie miałam pojęcia, że ten rozdział będzie aż tak długi. Mam nadzieje, że się wam podobał i nie zawiedliście się na mnie.
Kocham was bardzo mocno i dziękuję wam za te wszystkie 100 000 wejść i ponad 40 komentarzy pod ostatnim rozdziałem to jest na prawdę wspaniale, ze ktos docenia moja prace i jestem cholernie szczęśliwa, że was mam.
Kocham was i dziękuję, że byliście ze mną przez ten cały czas.
wasza @biebllins
niedziela, 10 listopada 2013
Rozdział 64 "Ostatni błąd"
Jenny's POV
-Kocham Cię, Jenny.. – jego głos się załamał – Przepraszam – zakończył.
Odtwarzałam to nagranie mnóstwo razy aby w końcu dotarło do mnie to co usłyszałam. Kłamał? Co to wszystko znaczy? Wpatrywałam się pusto w przestrzeń przede mną. Kocha mnie? Mętlik jaki miałam teraz w głowie nie był do rozwiązania. Miliony myśli przelatywało przez moją głowę a ja nie mogłam zrozumieć swoich uczuć.
-Kocha mnie – powiedziałam na głos i w końcu to wszystko do mnie doszło.
-Jenny, coś się stało? - zapytała Lena zza drzwi.
Milczałam. Nie mogłam nic z siebie wydusić. Emocje uderzyły na mnie z tak wielką siłą, że nie potrafiłam w tej chwili nic zrobić. Łzy zaczęły niekontrolowanie płynąć po moich policzkach. On mnie kocha. To wszystko było kłamstwo, ale dlaczego? „ Nie było innego sposobu na to, żebyśmy spędzili ten czas osobno” co to oznacza?
-Jen otwórz te cholerne drzwi! - krzyknęła.
Zignorowałam ją. Słowa Justina cały czas na przemian rozbrzmiewały w mojej głowie. „Jesteś warta miłości całego tego świata. Nie zasłużyłaś na to co cie spotkało, nie zasłużyłaś na to całe cierpienie. ” Przygryzłam wargę, odchylając głowę do tyłu i próbując powstrzymać kolejne łzy. „Wszystko co powiedziałem było kłamstwem. Nie zrobiłem tego aby cię skrzywdzić, ale po to, żeby cię chronić.” Nie udało mi się. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, a wraz z nimi z moich ust wydobył się cichy szloch. „Jedyne o czym marzę to twoje bezpieczeństwo i szczęście. Dlatego dzisiaj rozwiążę wszystkie nasze problemy, abyśmy w końcu mogli być szczęśliwi.” I w końcu to do mnie dotarło. Jest jeden powód przez, który Justin mógł zrobić to wszystko. Chris!
-Jenny, co się stało?! - krzyknęła znów Lena.
Podniosłam się szybko z miejsca i drżącymi dłońmi odblokowałam telefon. Spojrzałam szybko na godzinę, o której przyszła wiadomość. Godzinę temu o 18.30. Schowałam go do kieszeni i szybkim krokiem wyszłam z toalety. Lena stała przed drzwiami zmartwiona. Szybkim ruchem ręki wytarłam swoje łzy.
-Muszę już wychodzić – mruknęłam drżącym głosem.
-Jenny, nie możesz – powiedziała stanowczo.
-Jak to nie mogę? - zmarszczyłam brwi.
-Nie możesz do niego iść – wyjaśniła.
-Skąd wiesz... - urwałam i po chwili zrozumiałam. - Ty o wszystkim wiedziałaś – powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.
-Jenny przepraszam, ale..
-Gdzie on jest? - zapytałam.
-Nie mogę ci powiedzieć – spuściła wzrok.
-Lena, powiedz mi w tej chwili gdzie jest do cholery Justin! - krzyknęłam a łzy z niewiadomego powodu znów napłynęły do moich oczu. Byłam wściekła i zrozpaczona.
-Nie mogę.. - szepnęła. - On sobie zasłużył na to Jen. Musi zapłacić za to co ci zrobił.
Popatrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami. Nie mogłam w to uwierzyć. Ona wiedziała o wszystkim. Wiedziała o Chrisie i o tym co mi zrobił. To dlatego tak dziwnie się zachowywała przez ten cały czas.
-Jeśli mi nie powiesz..
-To co zrobisz? Jenny zrozum to, że nie możesz tam pójść – oznajmiła.
-Nie wiesz co się ostatnio stało! Nie widziałaś w jakim był stanie kiedy poszedł do Chrisa. Do cholery, Lena powiedz mi gdzie on jest! Nie rozumiesz jak się o niego boję.. muszę go powstrzymać. On nie może ucierpieć z mojego powodu – zaczęłam krzyczeć zrozpaczona. - Chris może go zabić – ostatnie słowa wyszły z moich ust tak cicho, że nie byłam pewna czy mnie usłyszała, lecz mnie one dobiły.
-Jen proszę nie płacz. Wszystko będzie dobrze, oni sobie poradzą. Obiecuję ci to – podeszła do mnie aby mnie przytulić, ale ja się odsunęłam.
-Jeśli mi nie powiesz, zadzwonię to Chrisa i jego się spytam – powiedziałam poważnie, wpatrując się w jej oczy.
-Nie zrobisz tego..
-Zrobię wszystko, żeby dowiedzieć się gdzie on jest – mruknęłam.
Justin's POV
-Musicie go przekonać do tego aby przyznał się do całej swojej winy. Jak tłumaczyłem wam wcześniej musimy mieć jakiś dowód aby móc go aresztować. Gdybyśmy zrobili to teraz nie mielibyśmy nic na niego oprócz twoich i Jennifer zeznań – wytłumaczył jeden z policjantów.
-Nasze zeznania są niczym? - zmarszczyłem brwi.
-Gdyby twoja dziewczyna zgłosiła tą sprawę od razu byłoby inaczej, ale minęło już sporo czasu od tamtego zdarzenia – powiedział.
-On jej groził, bała się – syknąłem.
-Możemy odwołać wszystko dzisiaj i go aresztować, ale zanim wsadzimy go do więzienia miną miesiące, aż w końcu zdobędziemy wystarczającą ilość dowodów na skazanie go..
-Dobrze rozumiem – przerwałem mu. - Zróbmy to.
-Ja jestem tylko ciekawy jednego. Dlaczego dopiero teraz to zgłosiłeś? - zapytał ojciec Megan.
-Myślałem, że sam zdołam ją przed nim ochronić, lecz to zaszło za daleko – westchnąłem. - Kiedy szukałem sposobu na to aby w końcu usunąć go z jej życia przypomniałem sobie, że pan jest policjantem i mógłby pan nam pomóc. Nie chciałem powierzać tej sprawy komuś komu nie ufam.
-Rozumiem cię, Justin, lecz to nie było mądre, że tyle z tym zwlekaliście – powiedział z dezaprobatą.
-Jennifer nie chciała, żeby ktokolwiek przez nią ucierpiał. Nie miała zamiaru nikomu się zwierzać. Oprócz mnie nie wiedział nikt. Ukrywała to przed wszystkimi. Nawet sobie nie wyobrażacie jak ona bardzo cierpiała.. - mój głos się załamał.
-Dobrze skończmy już ten temat musimy za chwilę wychodzić, a ty nie możesz teraz myśleć o tym wszystkim. Musisz być skupiony na tym co masz zrobić.
Skinąłem głową i podniosłem się z krzesła.
-Jesteśmy gotowi – powiedziałem.
***
Westchnąłem, poprawiając się na przednim siedzeniu i wpatrując w przestrzeń przed nami. Właśnie byliśmy w drodze do miejsca gdzie wszystko się rozegra. Nasze zadanie jest takie, żeby sprowokować Chrisa do przyznania się do wszystkiego. Niby proste zadanie, ale jeśli się nie uda.. Nie chcę o tym myśleć. Wszystko pójdzie gładko tak jak zaplanowaliśmy. Mam nadzieje. W samochodzie byłem razem z Andre, Liamem i Willem. Po tym jak opowiedziałem im całą historię Jenny pomogli mi wszystko przygotować. Byli w szoku, najgorzej zniósł to brat Jen. On najbardziej pragnął mi pomóc za co jestem mu wdzięczny.
Rozejrzałem się dookoła gdy w końcu trafiliśmy na miejsce. Stary opuszczony magazyn, miejsce, w którym się umówiliśmy. Kiedy samochód się zatrzymał wysiadłem z niego i rozejrzałem się jeszcze raz. Zaraz po mnie wysiadła reszta i ruszyli do wejścia.
-Justin, idziesz? - zapytał Will.
-Tak – westchnąłem i przemierzyłem drogę oddzielającą mnie od nich.
-Będzie dobrze – Andre poklepał mnie po plecach i posłał mi uśmiech.
-Wiem – powiedziałem, próbując się do tego przekonać. Potarłem palcami skronie i westchnąłem. - Czas zaczynać – spojrzałem na nich i dałem im znak głową aby ruszyli do budynku. Włączyłem mikrofon, który schowałem pod bluzą. Dzięki niemu ojciec Megan i reszta policjantów mogli podsłuchać i nagrać całą rozmowę. - Wchodzimy – oznajmiłem im.
Po wejściu do budynku od razu zostaliśmy przywitani przez całą świtę Chrisa. Było ich sześciu, kiedy weszliśmy do środka, dwóch stanęło za nami odgradzając nam drogę ucieczki.
-A więc przyszedłeś z obstawą – usłyszałem rozbawiony głos z prawej strony pomieszczenia. - Słusznie. Nie chcemy mieć tutaj powtórki z ostatniego razu, prawda?
-Ostatnim razem bałeś się, że znów cię pokonam. Tym razem mam nadzieje, że załatwimy to w inny sposób – powiedziałem.
-Inny sposób? - zmarszczył brwi zbliżając się do mnie.
-Zostawisz Jenny w spokoju – warknąłem.
-Przykro mi Justin, ale nie mogę. Obiecałem jej, że ją pocieszę po tym jak z nią zerwałeś. Muszę dotrzymać swojej obietnicy – powiedział, unosząc jeden kącik ust.
-Nie zbliżysz się do niej – warknąłem. Wściekłość ogarnęła moje ciało. Zwinąłem swoje dłonie w pięści.
-Nie możesz mi zakazać. Chciałbym ci przypomnieć, że ona już nie jest twoja. Mogę się z nią spotykać – zaśmiał się – Pewnie dalej nie możesz pogodzić się z tym, że to właśnie ja byłem jej pierwszym, prawda? Nie możesz tego znieść – uśmiechnął się do mnie ironicznie.
-Zgwałciłeś ją – wysyczałem przez zęby z jadem w głosie.
-Nie zrobiłem nic czego ona by nie pragnęła – wzruszył ramionami.
-Zmusiłeś ją do tego. Przez ciebie chciała się zabić – warknąłem.
-Nie mogła znieść rozłąki ze mną – powiedział dalej głupio się uśmiechając.
Doprowadzał mnie tym wszystkim do białej gorączki. Miałem ochotę zedrzeć mu ten idiotyczny uśmieszek z twarzy. Mówił o tym wszystkim tak obojętnie, że powoli całkowicie traciłem kontrole nad sobą. Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu.
-Trzymaj się planu, Justin. Droczy się z tobą. Nie dawaj mu przewagi – szepnął mi do ucha, na co skinąłem jedynie głową. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem w twoje oczy.
-Gdybyś jej do tego nie zmusił nigdy byś jej nie zdobył. Nie widzisz tego? Brzydzi się tobą, gdy tylko cię widzi – warknąłem, próbując grać w tą samą grę co on.
-Tobie też nie pozwoliła – parsknął śmiechem. - Nie mylę się?
Zacisnąłem szczękę i zrobiłem krok w jego stronę.
-To nie twój interes – syknąłem.
-Pewnie też, nie widziałeś jej całego pięknego ciała – powiedział – Nie dała ci się dotknąć.
Nie potrafiłem już dłużej stać tak po prostu i najzwyczajniej słuchać tego wszystkiego.
-Przyznaj się kurwa, że ją zgwałciłeś! - krzyknąłem, wyciągając pistolet z tylnej kieszeni, celując nią w niego. Miałem dość jego cholernych sztuczek, chciałem po prostu stąd wyjść wiedząc, że za chwile zostanie aresztowany. Nie dałem rady, nie mogłem już dłużej znieść jego słów. Nie potrafię słuchać o tym jak on bezczelnie ją dotykał, całował i.. Potrząsnąłem głową aby uwolnić się od tych myśli i wbiłem wzrok w Chrisa. Ku mojemu zdziwieniu nie był ani trochę przejęty tym, że celuję w niego bronią.
-Nie radziłbym ci tego robić – powiedział obojętnie. - Witaj Jenny – przeniósł wzrok ze mnie na kogoś stojącego za mną.
Podążyłem za jego wzrokiem, przełykając gulę w gardle. To nie może być prawda. Jenny jest bezpieczna z Leną. Myliłem się Jenny stała przede mną, zamknięta w objęciu wysokiego mężczyzny. Przygryzłem nerwowo wargę widząc pistolet przy boku jej głowy. Popatrzyłem w jej załzawione oczy, w których zobaczyłem strach.
Jenny's POV
„Kocham Cię Jenny” słowa, które przez cały czas rozbrzmiewały w mojej głowie w drodze do miejsca, w którym właśnie jest Justin. Nie mogłam pozwolić na to, żeby przeze mnie coś mu się stało. Chris jest zdolny do wszystkiego, nie pozwolę mu skrzywdzić Justina. Przemierzałam szybko drogę swoim samochodem i zatrzymałam się z piskiem opon przed ciemnym budynkiem przede mną. Wysiadłam z samochodu i szybkim krokiem podążyłam w stronę wejścia. To nie było rozsądne. Poczułam silne dłonie ściskające moje ramie. Odwróciłam głowę wściekła, że ktoś mnie zatrzymał. Ta wściekłość po chwili przerodziła się w przerażenie. Wielki mężczyzna wyrósł przede mną i zmierzył mnie swoim paskudnym wzrokiem.
-Chris będzie zadowolony, że do nich dołączysz – uśmiechnął się i pchnął mnie w stronę wejścia. Objął mnie swoim muskularnym ramieniem. Po chwili poczułam coś przyciśnięte do swojej skroni. - Nawet nie wiesz jak wielki błąd zrobiłaś przychodząc tutaj – powiedział ostro.
Moje całe ciało zaczęło się trząść ze strachu. Czułam, że za chwilę będzie koniec. Łzy wypełniły moje oczy, kiedy byłam popychana do wejścia. Zabiją mnie, jestem tego pewna. Po wejściu do budynku od razu usłyszałam krzyk Justina.
-Przyznaj się kurwa, że ją zgwałciłeś! - krzyknął, celując bronią w White'a. Otworzyłam szeroko oczy, widząc wściekłego Justina. Spojrzałam w bok a tam stał Andre wpatrujący się we mnie z przerażeniem na twarzy. Zaraz obok niego stali Will i Liam patrzący się na mnie niespokojnie. Jeden z nich przeklął pod nosem. Patrzyłam na nich przerażona błagając by coś zrobili.
-Witaj Jenny – po usłyszeniu swojego imienia, odwróciłam głowę z powrotem na Chrisa. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie mogąc dłużej na niego patrzeć przeniosłam wzrok na Justina. Nasze oczy się spotkały. Łzy jeszcze bardziej zaczęły płynąć po moich policzkach, widząc przerażenie w jego oczach. Cholernie się bałam, że w każdej chwili mogę go stracić. Nie myślałam o tym co stanie się ze mną. Popełniłam błąd, Justin nie pozwoli im mnie skrzywdzić.
-Jenny – szepnął w moją stronę, opuszczając broń.
Przygryzłam nerwowo wargę. Cichy szloch wydobył się z moich ust, a całe ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść. Tak bardzo chciałam się do niego teraz przytulić, ale mężczyzna za mną nie dał mi możliwości na chociaż jeden mały ruch.
-Przepraszam – szepnęłam bezdźwięcznie do Justina nie przestając wpatrywać się w jego oczy.
Następne co usłyszałam to głośny strzał. Zacisnęłam oczy oczekując, że ból obleje całe moje ciało, lecz to nie nastąpiło. Otworzyłam oczy i krzyk wydobył się z moich ust. Mężczyzna wypuścił mnie ze swojego uścisku. Upadłam na swoje kolana, gdy ujrzałam jak ciało Justina bezwładnie upada na ziemie.
____________________________________________________________________________
Proszę nie zabijcie mnie:( Tak długo czekałam, aż będę mogła napisać ten rozdział i w końcu jest. Miałam przy nim mnóstwo pracy. Nie wyszedł dokładnie tak jak chciałam, ale podoba mi się i mam nadzieje, że wam też się podobał. To był przed ostatni rozdział tego opowiadania. Następny rozdział pojawi się już nie długo i pod nim napiszę informacje o drugiej części opowiadania, którą mam zamiar napisać.
Kocham was bardzo mocno<3 Dziękuję za te 98 000 wyświetleń i 43 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, jesteście wspaniali.
Chciałam wam przypomnieć, że zmieniłam swoją nazwę na twitterze teraz nazywam się @biebllins :)
jakieś pytania? http://ask.fm/myczekk
Do następnego rozdziału @biebllins ♥
-Kocham Cię, Jenny.. – jego głos się załamał – Przepraszam – zakończył.
Odtwarzałam to nagranie mnóstwo razy aby w końcu dotarło do mnie to co usłyszałam. Kłamał? Co to wszystko znaczy? Wpatrywałam się pusto w przestrzeń przede mną. Kocha mnie? Mętlik jaki miałam teraz w głowie nie był do rozwiązania. Miliony myśli przelatywało przez moją głowę a ja nie mogłam zrozumieć swoich uczuć.
-Kocha mnie – powiedziałam na głos i w końcu to wszystko do mnie doszło.
-Jenny, coś się stało? - zapytała Lena zza drzwi.
Milczałam. Nie mogłam nic z siebie wydusić. Emocje uderzyły na mnie z tak wielką siłą, że nie potrafiłam w tej chwili nic zrobić. Łzy zaczęły niekontrolowanie płynąć po moich policzkach. On mnie kocha. To wszystko było kłamstwo, ale dlaczego? „ Nie było innego sposobu na to, żebyśmy spędzili ten czas osobno” co to oznacza?
-Jen otwórz te cholerne drzwi! - krzyknęła.
Zignorowałam ją. Słowa Justina cały czas na przemian rozbrzmiewały w mojej głowie. „Jesteś warta miłości całego tego świata. Nie zasłużyłaś na to co cie spotkało, nie zasłużyłaś na to całe cierpienie. ” Przygryzłam wargę, odchylając głowę do tyłu i próbując powstrzymać kolejne łzy. „Wszystko co powiedziałem było kłamstwem. Nie zrobiłem tego aby cię skrzywdzić, ale po to, żeby cię chronić.” Nie udało mi się. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, a wraz z nimi z moich ust wydobył się cichy szloch. „Jedyne o czym marzę to twoje bezpieczeństwo i szczęście. Dlatego dzisiaj rozwiążę wszystkie nasze problemy, abyśmy w końcu mogli być szczęśliwi.” I w końcu to do mnie dotarło. Jest jeden powód przez, który Justin mógł zrobić to wszystko. Chris!
-Jenny, co się stało?! - krzyknęła znów Lena.
Podniosłam się szybko z miejsca i drżącymi dłońmi odblokowałam telefon. Spojrzałam szybko na godzinę, o której przyszła wiadomość. Godzinę temu o 18.30. Schowałam go do kieszeni i szybkim krokiem wyszłam z toalety. Lena stała przed drzwiami zmartwiona. Szybkim ruchem ręki wytarłam swoje łzy.
-Muszę już wychodzić – mruknęłam drżącym głosem.
-Jenny, nie możesz – powiedziała stanowczo.
-Jak to nie mogę? - zmarszczyłam brwi.
-Nie możesz do niego iść – wyjaśniła.
-Skąd wiesz... - urwałam i po chwili zrozumiałam. - Ty o wszystkim wiedziałaś – powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.
-Jenny przepraszam, ale..
-Gdzie on jest? - zapytałam.
-Nie mogę ci powiedzieć – spuściła wzrok.
-Lena, powiedz mi w tej chwili gdzie jest do cholery Justin! - krzyknęłam a łzy z niewiadomego powodu znów napłynęły do moich oczu. Byłam wściekła i zrozpaczona.
-Nie mogę.. - szepnęła. - On sobie zasłużył na to Jen. Musi zapłacić za to co ci zrobił.
Popatrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami. Nie mogłam w to uwierzyć. Ona wiedziała o wszystkim. Wiedziała o Chrisie i o tym co mi zrobił. To dlatego tak dziwnie się zachowywała przez ten cały czas.
-Jeśli mi nie powiesz..
-To co zrobisz? Jenny zrozum to, że nie możesz tam pójść – oznajmiła.
-Nie wiesz co się ostatnio stało! Nie widziałaś w jakim był stanie kiedy poszedł do Chrisa. Do cholery, Lena powiedz mi gdzie on jest! Nie rozumiesz jak się o niego boję.. muszę go powstrzymać. On nie może ucierpieć z mojego powodu – zaczęłam krzyczeć zrozpaczona. - Chris może go zabić – ostatnie słowa wyszły z moich ust tak cicho, że nie byłam pewna czy mnie usłyszała, lecz mnie one dobiły.
-Jen proszę nie płacz. Wszystko będzie dobrze, oni sobie poradzą. Obiecuję ci to – podeszła do mnie aby mnie przytulić, ale ja się odsunęłam.
-Jeśli mi nie powiesz, zadzwonię to Chrisa i jego się spytam – powiedziałam poważnie, wpatrując się w jej oczy.
-Nie zrobisz tego..
-Zrobię wszystko, żeby dowiedzieć się gdzie on jest – mruknęłam.
Justin's POV
-Musicie go przekonać do tego aby przyznał się do całej swojej winy. Jak tłumaczyłem wam wcześniej musimy mieć jakiś dowód aby móc go aresztować. Gdybyśmy zrobili to teraz nie mielibyśmy nic na niego oprócz twoich i Jennifer zeznań – wytłumaczył jeden z policjantów.
-Nasze zeznania są niczym? - zmarszczyłem brwi.
-Gdyby twoja dziewczyna zgłosiła tą sprawę od razu byłoby inaczej, ale minęło już sporo czasu od tamtego zdarzenia – powiedział.
-On jej groził, bała się – syknąłem.
-Możemy odwołać wszystko dzisiaj i go aresztować, ale zanim wsadzimy go do więzienia miną miesiące, aż w końcu zdobędziemy wystarczającą ilość dowodów na skazanie go..
-Dobrze rozumiem – przerwałem mu. - Zróbmy to.
-Ja jestem tylko ciekawy jednego. Dlaczego dopiero teraz to zgłosiłeś? - zapytał ojciec Megan.
-Myślałem, że sam zdołam ją przed nim ochronić, lecz to zaszło za daleko – westchnąłem. - Kiedy szukałem sposobu na to aby w końcu usunąć go z jej życia przypomniałem sobie, że pan jest policjantem i mógłby pan nam pomóc. Nie chciałem powierzać tej sprawy komuś komu nie ufam.
-Rozumiem cię, Justin, lecz to nie było mądre, że tyle z tym zwlekaliście – powiedział z dezaprobatą.
-Jennifer nie chciała, żeby ktokolwiek przez nią ucierpiał. Nie miała zamiaru nikomu się zwierzać. Oprócz mnie nie wiedział nikt. Ukrywała to przed wszystkimi. Nawet sobie nie wyobrażacie jak ona bardzo cierpiała.. - mój głos się załamał.
-Dobrze skończmy już ten temat musimy za chwilę wychodzić, a ty nie możesz teraz myśleć o tym wszystkim. Musisz być skupiony na tym co masz zrobić.
Skinąłem głową i podniosłem się z krzesła.
-Jesteśmy gotowi – powiedziałem.
***
Westchnąłem, poprawiając się na przednim siedzeniu i wpatrując w przestrzeń przed nami. Właśnie byliśmy w drodze do miejsca gdzie wszystko się rozegra. Nasze zadanie jest takie, żeby sprowokować Chrisa do przyznania się do wszystkiego. Niby proste zadanie, ale jeśli się nie uda.. Nie chcę o tym myśleć. Wszystko pójdzie gładko tak jak zaplanowaliśmy. Mam nadzieje. W samochodzie byłem razem z Andre, Liamem i Willem. Po tym jak opowiedziałem im całą historię Jenny pomogli mi wszystko przygotować. Byli w szoku, najgorzej zniósł to brat Jen. On najbardziej pragnął mi pomóc za co jestem mu wdzięczny.
Rozejrzałem się dookoła gdy w końcu trafiliśmy na miejsce. Stary opuszczony magazyn, miejsce, w którym się umówiliśmy. Kiedy samochód się zatrzymał wysiadłem z niego i rozejrzałem się jeszcze raz. Zaraz po mnie wysiadła reszta i ruszyli do wejścia.
-Justin, idziesz? - zapytał Will.
-Tak – westchnąłem i przemierzyłem drogę oddzielającą mnie od nich.
-Będzie dobrze – Andre poklepał mnie po plecach i posłał mi uśmiech.
-Wiem – powiedziałem, próbując się do tego przekonać. Potarłem palcami skronie i westchnąłem. - Czas zaczynać – spojrzałem na nich i dałem im znak głową aby ruszyli do budynku. Włączyłem mikrofon, który schowałem pod bluzą. Dzięki niemu ojciec Megan i reszta policjantów mogli podsłuchać i nagrać całą rozmowę. - Wchodzimy – oznajmiłem im.
Po wejściu do budynku od razu zostaliśmy przywitani przez całą świtę Chrisa. Było ich sześciu, kiedy weszliśmy do środka, dwóch stanęło za nami odgradzając nam drogę ucieczki.
-A więc przyszedłeś z obstawą – usłyszałem rozbawiony głos z prawej strony pomieszczenia. - Słusznie. Nie chcemy mieć tutaj powtórki z ostatniego razu, prawda?
-Ostatnim razem bałeś się, że znów cię pokonam. Tym razem mam nadzieje, że załatwimy to w inny sposób – powiedziałem.
-Inny sposób? - zmarszczył brwi zbliżając się do mnie.
-Zostawisz Jenny w spokoju – warknąłem.
-Przykro mi Justin, ale nie mogę. Obiecałem jej, że ją pocieszę po tym jak z nią zerwałeś. Muszę dotrzymać swojej obietnicy – powiedział, unosząc jeden kącik ust.
-Nie zbliżysz się do niej – warknąłem. Wściekłość ogarnęła moje ciało. Zwinąłem swoje dłonie w pięści.
-Nie możesz mi zakazać. Chciałbym ci przypomnieć, że ona już nie jest twoja. Mogę się z nią spotykać – zaśmiał się – Pewnie dalej nie możesz pogodzić się z tym, że to właśnie ja byłem jej pierwszym, prawda? Nie możesz tego znieść – uśmiechnął się do mnie ironicznie.
-Zgwałciłeś ją – wysyczałem przez zęby z jadem w głosie.
-Nie zrobiłem nic czego ona by nie pragnęła – wzruszył ramionami.
-Zmusiłeś ją do tego. Przez ciebie chciała się zabić – warknąłem.
-Nie mogła znieść rozłąki ze mną – powiedział dalej głupio się uśmiechając.
Doprowadzał mnie tym wszystkim do białej gorączki. Miałem ochotę zedrzeć mu ten idiotyczny uśmieszek z twarzy. Mówił o tym wszystkim tak obojętnie, że powoli całkowicie traciłem kontrole nad sobą. Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu.
-Trzymaj się planu, Justin. Droczy się z tobą. Nie dawaj mu przewagi – szepnął mi do ucha, na co skinąłem jedynie głową. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem w twoje oczy.
-Gdybyś jej do tego nie zmusił nigdy byś jej nie zdobył. Nie widzisz tego? Brzydzi się tobą, gdy tylko cię widzi – warknąłem, próbując grać w tą samą grę co on.
-Tobie też nie pozwoliła – parsknął śmiechem. - Nie mylę się?
Zacisnąłem szczękę i zrobiłem krok w jego stronę.
-To nie twój interes – syknąłem.
-Pewnie też, nie widziałeś jej całego pięknego ciała – powiedział – Nie dała ci się dotknąć.
Nie potrafiłem już dłużej stać tak po prostu i najzwyczajniej słuchać tego wszystkiego.
-Przyznaj się kurwa, że ją zgwałciłeś! - krzyknąłem, wyciągając pistolet z tylnej kieszeni, celując nią w niego. Miałem dość jego cholernych sztuczek, chciałem po prostu stąd wyjść wiedząc, że za chwile zostanie aresztowany. Nie dałem rady, nie mogłem już dłużej znieść jego słów. Nie potrafię słuchać o tym jak on bezczelnie ją dotykał, całował i.. Potrząsnąłem głową aby uwolnić się od tych myśli i wbiłem wzrok w Chrisa. Ku mojemu zdziwieniu nie był ani trochę przejęty tym, że celuję w niego bronią.
-Nie radziłbym ci tego robić – powiedział obojętnie. - Witaj Jenny – przeniósł wzrok ze mnie na kogoś stojącego za mną.
Podążyłem za jego wzrokiem, przełykając gulę w gardle. To nie może być prawda. Jenny jest bezpieczna z Leną. Myliłem się Jenny stała przede mną, zamknięta w objęciu wysokiego mężczyzny. Przygryzłem nerwowo wargę widząc pistolet przy boku jej głowy. Popatrzyłem w jej załzawione oczy, w których zobaczyłem strach.
Jenny's POV
„Kocham Cię Jenny” słowa, które przez cały czas rozbrzmiewały w mojej głowie w drodze do miejsca, w którym właśnie jest Justin. Nie mogłam pozwolić na to, żeby przeze mnie coś mu się stało. Chris jest zdolny do wszystkiego, nie pozwolę mu skrzywdzić Justina. Przemierzałam szybko drogę swoim samochodem i zatrzymałam się z piskiem opon przed ciemnym budynkiem przede mną. Wysiadłam z samochodu i szybkim krokiem podążyłam w stronę wejścia. To nie było rozsądne. Poczułam silne dłonie ściskające moje ramie. Odwróciłam głowę wściekła, że ktoś mnie zatrzymał. Ta wściekłość po chwili przerodziła się w przerażenie. Wielki mężczyzna wyrósł przede mną i zmierzył mnie swoim paskudnym wzrokiem.
-Chris będzie zadowolony, że do nich dołączysz – uśmiechnął się i pchnął mnie w stronę wejścia. Objął mnie swoim muskularnym ramieniem. Po chwili poczułam coś przyciśnięte do swojej skroni. - Nawet nie wiesz jak wielki błąd zrobiłaś przychodząc tutaj – powiedział ostro.
Moje całe ciało zaczęło się trząść ze strachu. Czułam, że za chwilę będzie koniec. Łzy wypełniły moje oczy, kiedy byłam popychana do wejścia. Zabiją mnie, jestem tego pewna. Po wejściu do budynku od razu usłyszałam krzyk Justina.
-Przyznaj się kurwa, że ją zgwałciłeś! - krzyknął, celując bronią w White'a. Otworzyłam szeroko oczy, widząc wściekłego Justina. Spojrzałam w bok a tam stał Andre wpatrujący się we mnie z przerażeniem na twarzy. Zaraz obok niego stali Will i Liam patrzący się na mnie niespokojnie. Jeden z nich przeklął pod nosem. Patrzyłam na nich przerażona błagając by coś zrobili.
-Witaj Jenny – po usłyszeniu swojego imienia, odwróciłam głowę z powrotem na Chrisa. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie mogąc dłużej na niego patrzeć przeniosłam wzrok na Justina. Nasze oczy się spotkały. Łzy jeszcze bardziej zaczęły płynąć po moich policzkach, widząc przerażenie w jego oczach. Cholernie się bałam, że w każdej chwili mogę go stracić. Nie myślałam o tym co stanie się ze mną. Popełniłam błąd, Justin nie pozwoli im mnie skrzywdzić.
-Jenny – szepnął w moją stronę, opuszczając broń.
Przygryzłam nerwowo wargę. Cichy szloch wydobył się z moich ust, a całe ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść. Tak bardzo chciałam się do niego teraz przytulić, ale mężczyzna za mną nie dał mi możliwości na chociaż jeden mały ruch.
-Przepraszam – szepnęłam bezdźwięcznie do Justina nie przestając wpatrywać się w jego oczy.
Następne co usłyszałam to głośny strzał. Zacisnęłam oczy oczekując, że ból obleje całe moje ciało, lecz to nie nastąpiło. Otworzyłam oczy i krzyk wydobył się z moich ust. Mężczyzna wypuścił mnie ze swojego uścisku. Upadłam na swoje kolana, gdy ujrzałam jak ciało Justina bezwładnie upada na ziemie.
____________________________________________________________________________
Proszę nie zabijcie mnie:( Tak długo czekałam, aż będę mogła napisać ten rozdział i w końcu jest. Miałam przy nim mnóstwo pracy. Nie wyszedł dokładnie tak jak chciałam, ale podoba mi się i mam nadzieje, że wam też się podobał. To był przed ostatni rozdział tego opowiadania. Następny rozdział pojawi się już nie długo i pod nim napiszę informacje o drugiej części opowiadania, którą mam zamiar napisać.
Kocham was bardzo mocno<3 Dziękuję za te 98 000 wyświetleń i 43 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, jesteście wspaniali.
Chciałam wam przypomnieć, że zmieniłam swoją nazwę na twitterze teraz nazywam się @biebllins :)
jakieś pytania? http://ask.fm/myczekk
Do następnego rozdziału @biebllins ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)